Konduktor zagwizdał, a pociąg ruszył powoli ze
stacji. Joasia odprowadziła go tępym wzrokiem. Piętnaście minut – tyle stała
już na peronie drugim dworca Warszawa Centralna. Piętnaście minut – tyle minęła
od momentu, gdy zakończyła się jej podróż z Krakowa. Dokładnie piętnaście minut
– tyle trwało już jej nowe życie.
Przełknęła głośno ślinę i mocniej ścisnęła rączkę
waliki. Przecież obiecała sobie, że nie będzie panikować, prawda? Zresztą
dlaczego miałaby to robić? W końcu znalazła się w miejscu, o którym marzyła, w
miejscu, które miało otworzyć drzwi do jej świetlanej przyszłości. Powinna się
cieszyć.
A jednak było inaczej. Miała dziewiętnaście lat, a
czuła się jak siedmiolatek, który właśnie zaczyna pierwszy dzień w szkole. Była
zagubionym dzieckiem w zupełnie nowej, obcej rzeczywistości.
– Weź się w garść, Aśka – Zirytowana przeczesała
dłonią rudawo-złote włosy i poprawiła, zsuwającą się na czoło fioletową czapkę.
– Nikt tego za ciebie nie zrobi.
Wzięła głęboki wdech, a potem odwróciła się na pięcie
i ruszyła przed siebie pewnym krokiem. Pokonała kolejne schody i korytarze, aż
w końcu znalazła się w samym centrum oświetlonej październikowym słońcem
Warszawy.
I właśnie wtedy, gdy w końcu dotarło do niej gdzie
jest, co się właśnie dzieje, zrozumiała, że zaczyna się coś niezwykłego.
Zrozumiała, że właśnie zaczyna nowe, wspaniałe życie.
– Geromimo!
***
Walizka Sharona od dziesięciu minut krążyła na taśmie
w hali przylotów, a chłopak stał tylko i wpatrywał się w nią jak głupi. Jakoś
nie bardzo rozumiał, co dzieje. Miał zaledwie dziewiętnaście lat i właśnie
przyleciał do Warszawy, ale nie jako turysta, ale jako nowy atakując miejscowego
zespołu, a także brązowy medalista Ligi Światowej i mistrzostw NORCEA.
To brzmiało, jak materiał na niezły film.
Ale to nie był film. To było życie. Sam nie w to nie
wierzył, ale taka była prawda. Jeszcze rok wcześniej jako przerażona
chłopaczyna zaczynał kolejny rok w ośrodku treningowym Kanadyjskich siatkarzy,
a teraz miał nagle grać w jednej z najlepszych lig na świecie! To brzmiało
równie absurdalnie, co aligator w stroju baletnicy na rowerze.
Przełknął głośno ślinę i w końcu zdobył się na
odwagę, by zdjąć walizkę z taśmy. Kiedy to zrobił zdał sobie sprawę, że nie ma
już odwrotu. Teraz musiał wyjść z terminalu i zderzyć się z rzeczywistością.
Wziął głęboki oddech.
– Raz się żyje chłopie.
A potem ruszył przed siebie.
Mam wielką przyjemność przedstawić wam prolog zupełnie nowej historii. Jest chyba to chyba pierwsze opowiadanie w siatkarskiej blogsferze z Evansem w roli głównej, więc mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Pozdrawiam i zapraszam na moje pozostałe blogi.
Violin
hejka! jestem kompletnie nowa (oczywiście, ze to wiesz, bo przecież nigdy mnie tu nie widziałaś ;D) i chyba się zakochałam! z tego co zauważyłam opowiadanie jest w toku i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak szybko po zobaczeniu tego spadł mi z serca kamień! twój styl pisania urzeka od pierwszego zdania i naprawdę nie żartuje! Jedyne co mnie dziwi, to brak komentarzy! gdzie są ci wszyscy ludzie, którzy powinni czytać to cacko??
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, ze to się zmienia wraz z nowymi rozdziałami i to po prostu ja robię takie wywody zaraz przy prologu nie czytając reszty xd no, ale jestem przekonana, że to mnie nie zawiedzie, bo zbyt mi się spodobało xd
pewnie będę zostawiać komentarze w trakcie czytania albo walne ci długi wywód przy ostatnio dodanym, ale spodziewaj się mnie tu na dłużej!
oczywiście po skończeniu dodam do obserwowania (mam nadzieje, ze sprawdzasz czasem komentarze i mnie tu zauważysz ;D)
Zaprosiłaś, to jestem i to niesamowicie szybko 😎
OdpowiedzUsuńKurde, zapowiada się świetnie, ale nie wiem, czy sporty to moje tematy 😂
Pożyjemy, zobaczymy.