Asia odetchnęła głęboko i mocniej
zacisnęła palce na przewieszonej przez ramię torbie. Jeszcze raz sprawdziła w
myślach, czy wszystko ma. Zestaw długopisów, zeszyt, mały laptop i ukochana
czekolada orzechowa, musiały jej wystarczyć, by przetrwać pierwszy wykład z
mechaniki płynów. W końcu przez ostatni tydzień wystarczało.
Strzepnęła z kurtki kłaczek czarnej
sierści. Odkąd w mieszkaniu dziewczyn pojawił się Jack, nie było dnia, by nie
wziął któregoś z ubrań młodych studentek za swoje legowisko. A że kociak był
wyjątkowo kapryśny, to dość często zmieniał położenie i po krótkim czasie całe
lokum pełne było jego sierści. Na szczęście zarówno Sara jak i Jola, szybko
zaakceptowały nowego współlokatora, nie było też problemów z właścicielką
mieszkania, więc teraz zwierzak miał nowy dom, pełną miskę i co najmniej
dziesięć razy dziennie słyszał „Spadaj, kocie”.
Aśka spojrzała nerwowo na zegarek.
Dochodziła siedemnasta, wykład miał się za dziesięć minut i potrwać półtorej
godziny. Wedle skrupulatnych obliczeń dziewczyny, jeśli komunikacja miejsca
zechce z nią współpracować, to powinna rzutem na taśmę zdążyć na mecz z Espadonem.
Oczywiście pod warunkiem, że po
drodze nie potknie się o własne nogi lub też nie znajdzie kolejnego bezdomnego
kota, któremu trzeba koniecznie pomóc.
Nerwowo przestąpiła z nogi na nogę.
Miała dwa powody do zdenerwowania, a może nawet i trzy. Po pierwsze nowa
uczelnia, w nowym mieście i pierwsze wykłady nadal napawały ją przerażenie. Po
drugie miała złe przeczucia, co do wieczornego meczu i w duch modliła się, by
okazały się błędne. Po trzecie, nadal nie miały czwartej współlokatorki, a to
groziło mocno nadwyrężonym budżetem w pierwszym miesiącu.
A dodatkowo jeszcze coś cały czas
siedziało jej z tyłu głowy i nie chciało wyjść.
Cierpiętniczym wzrokiem spojrzała na
drzwi od sali. W tym momencie nie miała specjalnie wyboru, mogła zająć się
tylko jednym problemem na raz.
– Weź się w garść, Aśka, raz się
żyje, co nie? – powiedziała sama do siebie, a potem wzięła głęboki oddech,
nacisnęła klamkę i z dumnie podniesioną głową.
Nie przeczuwała, że doprowadzi to
gwałtownego spotkania jej czoła z jakąś twardą powierzchnią.
– Co do cholery…?
– Przepraszam, ja nie chciałem.
Tuż przed nią, jakby znikąd, pojawił
się młody chłopak. Był trochę wyższy od dziewczyny, chudy jak szczapa, na
głowie przydługie włosy w nijakich odcieniach brązu, a z nosa zsuwały mu się
prostokątne, druciane okulary.
– Ja nie twierdzę, że chciałeś –
mruknęła Asia, masując obolałe czoło. – Nie wielu ludzi specjalnie wybiera
sobie mnie na worek treningowy, ale nienaturalnie dużo robi to niechcący.
Chłopak zaczerwienił się po same
uszy i jeszcze raz wymamrotał przeprosiny.
– Kazali mi tylko sprawdzić, czy
ktoś jeszcze czeka na zewnątrz – próbował się jakoś tłumaczyć.
– Jestem ja i na razie nikt więcej –
odpowiedział, przepychając się w głąb sali. – Ale zaraz ktoś się może pojawić,
takie spontaniczne wejścia na ostatnią chwilę są teraz w modzie – prychnęła
śmiechem. – Ogólnie, to Asia, jestem.
– Radzio. – Niepewnie uścisnął dłoń
dziewczyny. – To znaczy, że chyba
będziemy razem chodzić na te zajęcia, co nie? – Z zakłopotaniem podrapał się po
głowie.
– Jak widać – przytaknęła. – I
miejmy nadzieję, że jesteś dobrym towarzyszem na czas mąk i tortur na tym
ziemskim padole, bo za siebie nie odpowiadam.
– Jakoś sobie poradzimy.
– Musimy.
***
Sharone trenował pod opieką Stephana
Antigi od niespełna pół roku, ale całkiem nieźle wychodziło mu już odczytywanie
jego emocji. Choć na pierwszy rzut oka Francuz wydawał się promienieć stoickim
spokojem, to młody atakujący doskonale widział, że mężczyzna zaczyna się
cokolwiek denerwować. Zresztą nic dziwnego, w końcu dostawali od Szczecina po
tak zwanych czterech literach i nic nie wskazywało na to, że los meczu miałby
się niespodziewanie odwrócić.
– Ale dostaniemy po głowie – mruknął
pod nosem, rozciągający się obok Janek Firlej.
– Już dostajemy – zauważył Evans.
– Nie chodzi mi o mecz. – Pokręcił
głową rozgrywający. – Zawsze znajdą się tacy, co nie pozostawią na nim suchej
nitki – wskazał podbródkiem na Stephana. – Oczywiście, to drobnostka w
porównaniu z tym, co działo się rok temu, ale i tak… ja bym chyba nie dał rady
– wzdrygnął się mimowolnie.
Sharone przytaknął niepewnie. Nie
bardzo rozumiał, o co koledze chodzi, bo nie zajmował się przeglądaniem
polskich mediów, ale na razie wolał już więcej nie pytać i po prostu skupić się
na meczu, bo, a nóż jeszcze wygrają?
Nie wygrali. Przegrali trzy do zera,
a włosy Stephana rozprostowały się i oklapły już w połowie trzeciego seta. Choć
wydawał się być całkowicie spokojny, to co bystrzejsi obserwatorzy mogli
dostrzec, że zdecydowanie nie tak
wyobrażał sobie ten mecz.
Evans westchnął cicho. Jemu też ten
wynik nie bardzo przypadł do gustu. Potoczył
wzrokiem po trybunach, mimowolnie szukając charakterystycznej fioletowej
czapki. Nigdzie jej jednak nie zauważył.
– Za tobą – mruknął Firlej, nawet
nie spoglądając na kolegę.
– Proszę?
– Dziewczyna. Jest. Za tobą. –
Rozgrywając przewrócił oczami. – Odwróć się, do cholery.
Atakujący posłusznie wykonał
polecenie i dopiero wtedy zauważył, że owszem Asia była na meczu, stała
kilkanaście metrów dalej, przy barierkach, z tym samym zeszytem w dłoni, co
wcześniej.
– Skąd wiedziałeś, kogo szukam? –
mruknął nerwowo Sharone.
Janek tylko wzruszył ramionami.
– Intuicja, chłopie, intuicja.
Zresztą ani ja, ani pozostali nie jesteśmy ślepi, po meczu z Katowicami
dokładnie przeanalizowaliśmy całą sytuację.
– Nie rozumiem, o czym mówisz –
stwierdził tępo Sharone.
– Jeszcze się przekonasz. – Janek
poklepał kolegę po plecach, a potem odbiegł w stronę wołającego go Pawła
Zagumnego.
Evans przełknął głośno ślinę. Teraz
miał tylko dwa wyjścia. Albo niezauważony wycofa się powoli do szatni, albo
uśmiechnie się szeroko i grzecznie pójdzie się przywitać.
„Odpowiedź jest chyba oczywista” –
prychnęło jego serce i za nim mózg zdążył zaprotestować, Kanadyjczyk już szedł
w kierunku trybun.
– Cześć. – Uśmiechnął się do
dziewczyny, która podskoczyła nieznacznie, słysząc jego głos.
– O, hej. – Z zakłopotaniem
odgarnęła za ucho zabłąkany kosmyk rudawych włosów. – Nie zbyt dobrze wam
dzisiaj poszło.
– Zauważyłem – mruknął, opierając
się o barierkę. – Nie fajnie, prawda?
Pokiwała głową, uśmiechając się
krzywo.
– Będziecie musieli się postarać w
następnych kolejkach odrabiać te punkty. Szczególnie, że z Będzinem też
przegraliście.
– Zawsze tak wszystko analizujesz? –
zaśmiał się.
– Mam ścisły umysł – wzruszyła
ramionami. Spojrzał na nią, jak na wariatkę. – Mój mózg wszystko widzi po przez
liczby i statystyki – zironizowała. – Lubię liczby, okej?
– Okej, okej! – Podniósł dłoń,
uspokajając dziewczynę. – Czyli mecz ci się nie podobał?
– Nie.
– Przekażę chłopakom. Czy w ramach
zadośćuczynienia mogę zaoferować kolejny autograf?
– Niech się zastanowię… – Asia w
zamyśleniu podrapała się po głowie. – Samica na pewno i może… no nie wiem…
Kwolek? Brizard? To przyszłościowe autografy.
– A mój nie byłby przyszłościowy?
„Zaraz, sekundę, czy ty z nią
flirtujesz?” mózg włączył czerwony alarm. „Halo, halo! To nie jest normalne,
rozsądne, bezpieczni i w ogóle, czy ty chcesz nas zabić?!”
„Nie, dlaczego?” odezwało się serce.
„Ja tylko załatwiam nam przyszłość.”
„Że co, proszę?!”
„No wiesz, w końcu musimy sobie
kogoś znaleźć. Ja już to widzę, a ty nie? Najpierw partnerka, potem dom,
dzieci, labrador…”
„ Coś ty wczoraj wypił, serce?”
„Ja…”
– Hej, ziemia do Evansa!
Z zamyślenia wyrwała Sharone’ a, dłoń
Joasi tuż przed nosem.
– Przepraszam, zamyśliłem się. Zaraz
wrócę. – Uśmiechnął się przepraszająco, a potem zabrał Polce zeszyt i poszedł
szukać kolegów. Ci, choć cokolwiek zdziwieni, to posłusznie podpisywali się w
zeszycie.
– Tylko pamiętaj, że chcę być
zaproszony na wesele – zaśmiał się na odchodne Samica, stawiając parafkę w
odpowiednim miejscu.
Evans zaczerwienił się mimowolnie,
zupełnie nie wiedząc, jak się zachować. Gdy wrócił do dziewczyny, ta akurat
rozmawiała z kimś przez telefon. Chłopak grzecznie poczekał, aż Asia skończy i dopiero
wtedy wręczył jej zeszyt.
– Jak zwykle bezproblemowo.
– Dzięki. – Studentka uśmiechnęła
się szeroko, przecierając dłonią zmęczone oczy. – Przepraszam, ale muszę lecieć,
Jack wymyślił, że zrobi sobie huśtawkę z firanek. Teraz będę musiała się tłumaczyć
właścicielce, dlaczego jej zupełnie nowe, piękne cudeńka są całe w strzępach.
– I zrobił to z przetrąconą łapą?
– Nawe nie zdajesz sobie z tego, do
czego koty są zdolne.
– Kiepsko. – Sharone spojrzał na nią
z współczuciem.
– A żebyś wiedział – prychnęła. –
Teraz mam godzinę żeby znaleźć najbliższą, łaskawie otwartą Ikee, kupić nowe
firankę, wspiąć się na tę cholerną drabinę i je zawiesić. A mam lęk wysokości!
Jeśli nie będzie mnie na następnym meczy, to znaczy, że odeszłam już do krainy
wiecznej czekolady.
Atakujący zamrugał szybko. W jego
głowie zaczął kiełkować jakiś pomysł. Mózg nieudolnie próbował go stłumić i
zdeptać, ale serce w tym konkretnym organizmie miało większe prawa.
– Pomogę ci! – zawołał nagle. – Ja
mogę wieszać firanki bez drabiny! – wyszczerzył się szeroko. – Daj mi tylko dwadzieścia
minut na ogarnięcie się, jakoś przekonam Stephana, by wypuścił mnie wcześniej i…
– Ja nie mam dwudziestu minut – zgasiła
go szybko Aśka. – Ale wiesz co… – Zmierzyła go spojrzeniem. – Przy wieszaniu
mógłbyś się przydać. Jak się ogarniesz, to wpadnij pod ten adres. – Wyrwała z
zeszyt kartkę i nabazgrała coś na niej. – Wpisz go w Google Map, albo coś
takiego. Postaram się wcześniej załatwić te firanki. Jakby mnie jeszcze nie
było, to powołaj się na Stephana Antigę. Wierz mi, zadziała.
– Czyli się zgadzasz? – Sharone
spojrzał na nią z niedowierzaniem.
Roześmiała się głośno.
– Tylko schyl się przy wchodzeniu.
Mamy niską framugę – powiedziała jeszcze, a potem odbiegła, skacząc wesoło, jak
wesoły, wielkanocny króliczek na haju.
– A może bliżej jej do elfa świętego
Mikołaja – mruknął Evans. – Albo wróżki zębuszki. – Pokręcił gwałtownie głową i
odwrócił się, by wrócić do szatni. – Chyba zaczynam bredzić. Lepiej pójdę wziąć
prysznic.
Z jednodniowym opóźnieniem, ale dodaje kolejny rozdział. Akcja spokojnie sobie idzie do przodu, co myślicie o takim obrocie spraw? Mam nadzieje, że na Nowy Rok każdy, kto zaczął tu zaglądać zostawi choć krótki ślad.
Pozdrawiam i wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
Violin
Ktoś tu się chyba zadurzył :D Nie mogę się doczekać obrotu spraw. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku ;*
OdpowiedzUsuńZnalazłam opowiadanie przypadkiem i cieszy mnie to ogromnie! Tak przyjemnie się czyta, że aż Cię podziwiam ☺
OdpowiedzUsuńSuper opisujesz sytuacje i emocje. Normalnie wciągasz człowieka w ten świat. Bomba!
Bardzo lubię Asie, która umie znaleźć odpowiedź na wszystko, a przy tym jej teksty są bardzo zabawne. Lubię takie "wyszczekane" osoby.
Fajnie robi się między nią i Sharonem 😍 nie mogę się doczekać tego jak potoczą się ich losy i tego co dla nas przygotowałas.
Pozdrawiam i do następnego, bo zostaje tu na dłużej.
N
https://youreyeslooksad.blogspot.com/?m=1
„wielkanocny króliczek na haju” królem tego rozdziału ;D oj, zacznie się od wieszania firanek, a skończy na...? chce wiedzieć!
OdpowiedzUsuń