Ariana dla WS | Blogger | X X

31 gru 2017

Rozdział 3

Asia odetchnęła głęboko i mocniej zacisnęła palce na przewieszonej przez ramię torbie. Jeszcze raz sprawdziła w myślach, czy wszystko ma. Zestaw długopisów, zeszyt, mały laptop i ukochana czekolada orzechowa, musiały jej wystarczyć, by przetrwać pierwszy wykład z mechaniki płynów. W końcu przez ostatni tydzień wystarczało.
Strzepnęła z kurtki kłaczek czarnej sierści. Odkąd w mieszkaniu dziewczyn pojawił się Jack, nie było dnia, by nie wziął któregoś z ubrań młodych studentek za swoje legowisko. A że kociak był wyjątkowo kapryśny, to dość często zmieniał położenie i po krótkim czasie całe lokum pełne było jego sierści. Na szczęście zarówno Sara jak i Jola, szybko zaakceptowały nowego współlokatora, nie było też problemów z właścicielką mieszkania, więc teraz zwierzak miał nowy dom, pełną miskę i co najmniej dziesięć razy dziennie słyszał „Spadaj, kocie”.
Aśka spojrzała nerwowo na zegarek. Dochodziła siedemnasta, wykład miał się za dziesięć minut i potrwać półtorej godziny. Wedle skrupulatnych obliczeń dziewczyny, jeśli komunikacja miejsca zechce z nią współpracować, to powinna rzutem na taśmę zdążyć na mecz z Espadonem.
Oczywiście pod warunkiem, że po drodze nie potknie się o własne nogi lub też nie znajdzie kolejnego bezdomnego kota, któremu trzeba koniecznie pomóc.
Nerwowo przestąpiła z nogi na nogę. Miała dwa powody do zdenerwowania, a może nawet i trzy. Po pierwsze nowa uczelnia, w nowym mieście i pierwsze wykłady nadal napawały ją przerażenie. Po drugie miała złe przeczucia, co do wieczornego meczu i w duch modliła się, by okazały się błędne. Po trzecie, nadal nie miały czwartej współlokatorki, a to groziło mocno nadwyrężonym budżetem w pierwszym miesiącu.  
A dodatkowo jeszcze coś cały czas siedziało jej z tyłu głowy i nie chciało wyjść.
Cierpiętniczym wzrokiem spojrzała na drzwi od sali. W tym momencie nie miała specjalnie wyboru, mogła zająć się tylko jednym problemem na raz.
– Weź się w garść, Aśka, raz się żyje, co nie? – powiedziała sama do siebie, a potem wzięła głęboki oddech, nacisnęła klamkę i z dumnie podniesioną głową.
Nie przeczuwała, że doprowadzi to gwałtownego spotkania jej czoła z jakąś twardą powierzchnią.
– Co do  cholery…?
– Przepraszam, ja nie chciałem.
Tuż przed nią, jakby znikąd, pojawił się młody chłopak. Był trochę wyższy od dziewczyny, chudy jak szczapa, na głowie przydługie włosy w nijakich odcieniach brązu, a z nosa zsuwały mu się prostokątne, druciane okulary.
– Ja nie twierdzę, że chciałeś – mruknęła Asia, masując obolałe czoło. – Nie wielu ludzi specjalnie wybiera sobie mnie na worek treningowy, ale nienaturalnie dużo robi to niechcący.
Chłopak zaczerwienił się po same uszy i jeszcze raz wymamrotał przeprosiny.
– Kazali mi tylko sprawdzić, czy ktoś jeszcze czeka na zewnątrz – próbował się jakoś tłumaczyć.
– Jestem ja i na razie nikt więcej – odpowiedział, przepychając się w głąb sali. – Ale zaraz ktoś się może pojawić, takie spontaniczne wejścia na ostatnią chwilę są teraz w modzie – prychnęła śmiechem. – Ogólnie, to Asia, jestem.
– Radzio. – Niepewnie uścisnął dłoń dziewczyny.  – To znaczy, że chyba będziemy razem chodzić na te zajęcia, co nie? – Z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
– Jak widać – przytaknęła. – I miejmy nadzieję, że jesteś dobrym towarzyszem na czas mąk i tortur na tym ziemskim padole, bo za siebie nie odpowiadam.
– Jakoś sobie poradzimy.
– Musimy.

***

Sharone trenował pod opieką Stephana Antigi od niespełna pół roku, ale całkiem nieźle wychodziło mu już odczytywanie jego emocji. Choć na pierwszy rzut oka Francuz wydawał się promienieć stoickim spokojem, to młody atakujący doskonale widział, że mężczyzna zaczyna się cokolwiek denerwować. Zresztą nic dziwnego, w końcu dostawali od Szczecina po tak zwanych czterech literach i nic nie wskazywało na to, że los meczu miałby się niespodziewanie odwrócić.
– Ale dostaniemy po głowie – mruknął pod nosem, rozciągający się obok Janek Firlej.
– Już dostajemy – zauważył Evans.
– Nie chodzi mi o mecz. – Pokręcił głową rozgrywający. – Zawsze znajdą się tacy, co nie pozostawią na nim suchej nitki – wskazał podbródkiem na Stephana. – Oczywiście, to drobnostka w porównaniu z tym, co działo się rok temu, ale i tak… ja bym chyba nie dał rady – wzdrygnął się mimowolnie.
Sharone przytaknął niepewnie. Nie bardzo rozumiał, o co koledze chodzi, bo nie zajmował się przeglądaniem polskich mediów, ale na razie wolał już więcej nie pytać i po prostu skupić się na meczu, bo, a nóż jeszcze wygrają?
Nie wygrali. Przegrali trzy do zera, a włosy Stephana rozprostowały się i oklapły już w połowie trzeciego seta. Choć wydawał się być całkowicie spokojny, to co bystrzejsi obserwatorzy mogli dostrzec, że  zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie ten mecz.
Evans westchnął cicho. Jemu też ten wynik nie bardzo przypadł do gustu. Potoczył  wzrokiem po trybunach, mimowolnie szukając charakterystycznej fioletowej czapki. Nigdzie jej jednak nie zauważył.
– Za tobą – mruknął Firlej, nawet nie spoglądając na kolegę.
– Proszę?
– Dziewczyna. Jest. Za tobą. – Rozgrywając przewrócił oczami. – Odwróć się, do cholery.
Atakujący posłusznie wykonał polecenie i dopiero wtedy zauważył, że owszem Asia była na meczu, stała kilkanaście metrów dalej, przy barierkach, z tym samym zeszytem w dłoni, co wcześniej.
– Skąd wiedziałeś, kogo szukam? – mruknął nerwowo Sharone.
Janek tylko wzruszył ramionami.
– Intuicja, chłopie, intuicja. Zresztą ani ja, ani pozostali nie jesteśmy ślepi, po meczu z Katowicami dokładnie przeanalizowaliśmy całą sytuację.
– Nie rozumiem, o czym mówisz – stwierdził tępo Sharone.
– Jeszcze się przekonasz. – Janek poklepał kolegę po plecach, a potem odbiegł w stronę wołającego go Pawła Zagumnego.
Evans przełknął głośno ślinę. Teraz miał tylko dwa wyjścia. Albo niezauważony wycofa się powoli do szatni, albo uśmiechnie się szeroko i grzecznie pójdzie się przywitać.
„Odpowiedź jest chyba oczywista” – prychnęło jego serce i za nim mózg zdążył zaprotestować, Kanadyjczyk już szedł w kierunku trybun.
– Cześć. – Uśmiechnął się do dziewczyny, która podskoczyła nieznacznie, słysząc jego głos.
– O, hej. – Z zakłopotaniem odgarnęła za ucho zabłąkany kosmyk rudawych włosów. – Nie zbyt dobrze wam dzisiaj poszło.
– Zauważyłem – mruknął, opierając się o barierkę. – Nie fajnie, prawda?
Pokiwała głową, uśmiechając się krzywo.
– Będziecie musieli się postarać w następnych kolejkach odrabiać te punkty. Szczególnie, że z Będzinem też przegraliście.
– Zawsze tak wszystko analizujesz? – zaśmiał się.
– Mam ścisły umysł – wzruszyła ramionami. Spojrzał na nią, jak na wariatkę. – Mój mózg wszystko widzi po przez liczby i statystyki – zironizowała. – Lubię liczby, okej?
– Okej, okej! – Podniósł dłoń, uspokajając dziewczynę. – Czyli mecz ci się nie podobał?
– Nie.
– Przekażę chłopakom. Czy w ramach zadośćuczynienia mogę zaoferować kolejny autograf?
– Niech się zastanowię… – Asia w zamyśleniu podrapała się po głowie. – Samica na pewno i może… no nie wiem… Kwolek? Brizard? To przyszłościowe autografy.
– A mój nie byłby przyszłościowy?
„Zaraz, sekundę, czy ty z nią flirtujesz?” mózg włączył czerwony alarm. „Halo, halo! To nie jest normalne, rozsądne, bezpieczni i w ogóle, czy ty chcesz nas zabić?!”
„Nie, dlaczego?” odezwało się serce. „Ja tylko załatwiam nam przyszłość.”
„Że co, proszę?!”
„No wiesz, w końcu musimy sobie kogoś znaleźć. Ja już to widzę, a ty nie? Najpierw partnerka, potem dom, dzieci, labrador…”
„ Coś ty wczoraj wypił, serce?”
„Ja…”
– Hej, ziemia do Evansa!
Z zamyślenia wyrwała Sharone’ a, dłoń Joasi tuż przed nosem.
– Przepraszam, zamyśliłem się. Zaraz wrócę. – Uśmiechnął się przepraszająco, a potem zabrał Polce zeszyt i poszedł szukać kolegów. Ci, choć cokolwiek zdziwieni, to posłusznie podpisywali się w zeszycie.
– Tylko pamiętaj, że chcę być zaproszony na wesele – zaśmiał się na odchodne Samica, stawiając parafkę w odpowiednim miejscu.
Evans zaczerwienił się mimowolnie, zupełnie nie wiedząc, jak się zachować. Gdy wrócił do dziewczyny, ta akurat rozmawiała z kimś przez telefon. Chłopak grzecznie poczekał, aż Asia skończy i dopiero wtedy wręczył jej zeszyt.
– Jak zwykle bezproblemowo.
– Dzięki. – Studentka uśmiechnęła się szeroko, przecierając dłonią zmęczone oczy. – Przepraszam, ale muszę lecieć, Jack wymyślił, że zrobi sobie huśtawkę z firanek. Teraz będę musiała się tłumaczyć właścicielce, dlaczego jej zupełnie nowe, piękne cudeńka są całe w strzępach.
– I zrobił to z przetrąconą łapą?
– Nawe nie zdajesz sobie z tego, do czego koty są zdolne.
– Kiepsko. – Sharone spojrzał na nią z współczuciem.
– A żebyś wiedział – prychnęła. – Teraz mam godzinę żeby znaleźć najbliższą, łaskawie otwartą Ikee, kupić nowe firankę, wspiąć się na tę cholerną drabinę i je zawiesić. A mam lęk wysokości! Jeśli nie będzie mnie na następnym meczy, to znaczy, że odeszłam już do krainy wiecznej czekolady.
Atakujący zamrugał szybko. W jego głowie zaczął kiełkować jakiś pomysł. Mózg nieudolnie próbował go stłumić i zdeptać, ale serce w tym konkretnym organizmie miało większe prawa.
– Pomogę ci! – zawołał nagle. – Ja mogę wieszać firanki bez drabiny! – wyszczerzył się szeroko. – Daj mi tylko dwadzieścia minut na ogarnięcie się, jakoś przekonam Stephana, by wypuścił mnie wcześniej i…
– Ja nie mam dwudziestu minut – zgasiła go szybko Aśka. – Ale wiesz co… – Zmierzyła go spojrzeniem. – Przy wieszaniu mógłbyś się przydać. Jak się ogarniesz, to wpadnij pod ten adres. – Wyrwała z zeszyt kartkę i nabazgrała coś na niej. – Wpisz go w Google Map, albo coś takiego. Postaram się wcześniej załatwić te firanki. Jakby mnie jeszcze nie było, to powołaj się na Stephana Antigę. Wierz mi, zadziała.
– Czyli się zgadzasz? – Sharone spojrzał na nią z niedowierzaniem.
Roześmiała się głośno.
– Tylko schyl się przy wchodzeniu. Mamy niską framugę – powiedziała jeszcze, a potem odbiegła, skacząc wesoło, jak wesoły, wielkanocny króliczek na haju.


– A może bliżej jej do elfa świętego Mikołaja – mruknął Evans. – Albo wróżki zębuszki. – Pokręcił gwałtownie głową i odwrócił się, by wrócić do szatni. – Chyba zaczynam bredzić. Lepiej pójdę wziąć prysznic.


Z jednodniowym opóźnieniem, ale dodaje kolejny rozdział. Akcja spokojnie sobie idzie do przodu, co myślicie o takim obrocie spraw? Mam nadzieje, że na Nowy Rok każdy, kto zaczął tu zaglądać zostawi choć krótki ślad. 
Pozdrawiam i wszystkiego dobrego w Nowym Roku. 
Violin

3 komentarze:

  1. Ktoś tu się chyba zadurzył :D Nie mogę się doczekać obrotu spraw. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam opowiadanie przypadkiem i cieszy mnie to ogromnie! Tak przyjemnie się czyta, że aż Cię podziwiam ☺
    Super opisujesz sytuacje i emocje. Normalnie wciągasz człowieka w ten świat. Bomba!
    Bardzo lubię Asie, która umie znaleźć odpowiedź na wszystko, a przy tym jej teksty są bardzo zabawne. Lubię takie "wyszczekane" osoby.
    Fajnie robi się między nią i Sharonem 😍 nie mogę się doczekać tego jak potoczą się ich losy i tego co dla nas przygotowałas.
    Pozdrawiam i do następnego, bo zostaje tu na dłużej.
    N


    https://youreyeslooksad.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. „wielkanocny króliczek na haju” królem tego rozdziału ;D oj, zacznie się od wieszania firanek, a skończy na...? chce wiedzieć!

    OdpowiedzUsuń