Ariana dla WS | Blogger | X X

20 sty 2018

Rozdział 4

Ludzie mogli pluć na Internet ile chcieli, ale tego wieczoru Sharone musiał przyznać sam przed sobą, że Google prawie dosłownie uratowało mu życie. Sam nigdy nie dotarłby do na stare, po PRL-owskie osiedle, w dzielnicy, której nazwy nawet nie potrafił poprawnie wymówić. A tak to mógł przynajmniej postać sobie przez dziesięć minut na mrozie, zastanawiając się, co go pokusiło, by w ogóle tu przychodzić.
„Nie pamiętasz?” odezwał się mózg. „To był pomysł serca, niech on się tłumaczy, ja w tej maskaradzie udziału nie biorę” prychnął.
„Nie przesadzaj, stary, przecież będzie super!” Serce fiknęło wesołego kociołka, a Evans poczuł, jak obiad podchodzi mu do gardła.
„Ta, jasne, bo jeszcze ci uwierzę”.
– Przymkniecie się?! – warknął zirytowany Sharone.
– Kto ma się przymknąć?
Odwrócił się na pięcie, słysząc za sobą wesoły głos. Tuż przed nim stała uśmiechająca się od ucha Joasia. Policzki miała zarumienione od wysiłku, a w rękach trzymała olbrzymią, tekturową torbę i z charakterystycznym niebiesko-żółtym logiem.
– O, cześć… – Evans z zakłopotaniem podrapał się po głowie. 
– Hej! Trzymaj, strasznie to ciężkie, a możesz pomóc już teraz. – Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i wcisnęła mu siatkę do rąk. – To komu kazałeś się przymknąć? – zapytała wesoło, idąc w kierunku najbliższej klatki schodowej.
Atakujący przełknął głośno ślinę. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Zarazem jego serce, jak i mózg postanowili zgodnie wykonać polecenie i teraz został przez nich zostawiony sam sobie.
– Czy jeśli powiem, że gadam do siebie, to uznasz mnie za idiotę, czy wariata? – wypalił w końcu, zaraz jednak zaczął przeklinać własną głupotę.
– Nie pomyślę… – Asia zamyśliła się nad otwieranym zamkiem.  – Chyba ani to, ani to – stwierdziła w końcu. – Ja też gadam do siebie. Tylko czasami, ale jednak. Musiałabym więc stwierdzić, że jesteśmy parą wariatów, a jeszcze nie chcę zostać zamknięta w pokoju bez klamek.
Sharone prychnął śmiechem. Obydwoje weszli na wąskie, ciemne schody. Polka wymacała na ścianie włącznik świata, a gdy pod sufitem zamigotała nowiutka, nie pasująca do otoczenia lampa, szybko zaprowadziła siatkarza na drugie piętro.
– To tutaj – powiedziała, w końcu się zatrzymując. – Miejmy nadzieję, że dziewczyny ogarnęły trochę mieszkanie po kocim Armagedonie. W każdym razie zapraszam!
– W końcu jesteś!
Gdy tylko weszli do środka, w korytarzu pojawiła się młoda dziewczyna z grubym warkoczem.
– Mnie też miło cię widzieć, Saro. – Asia uśmiechnęła się krzywo. – Przyniosłam te firanki na wymianę.
– I widzę, że nie tylko firanki – prychnęła druga dziewczyna. – To jest ten cały Evans, którego ostatnio googlujesz?
Joasia zaczerwieniła się po same uszy.
– Wcale go nie googluje!
Sharone zdezorientowany spoglądał to na jedną to na drugą Polkę. Dziewczyny rozmawiały ze sobą po polsku, więc wyłapał jedynie swoje nazwisko.
– Y… hej? – niepewnie uniósł dłoń, próbują zwrócić na siebie uwagę.
Nikt się tym nie przejął.
– Przyprowadziłam Sharona, bo zaoferował pomoc w wieszaniu zasłon – wyjaśniła Asia.
– Jak twoja mama się dowie, że przyprowadzasz do domu obcych facetów, to zejdzie na zawał.
– Sharone wcale nie jest obcy! A moja mama twierdzi nawet, że całkiem sympatyczny z niego chłopak.
– Widziała go tylko w telewizji.
Aśka przewróciła oczami, a potem ku zdziwieniu swojej koleżanki, chwyciła atakującego za rękę i pociągnęła go do salonu.
– Sara bywa czasami irytująca – powiedziała uśmiechając się przepraszająco. – Napiłbyś się czegoś? Wody, herbaty... Ej, ale tu są firanki!
Spostrzeżenie dziewczyny było jak najbardziej słuszne, zresztą Kanadyjczyk doszedł do tego już kilka sekund wcześniej i teraz stał w wąskim przejściu między telewizorem, a kanapą, zastanawiając się, o co chodzi.
– Jack nie dorwał się do firanek w salonie, ale w twoim pokoju – powiedziała po angielsku Sara, z krzywym uśmiechem wchodząc do pomieszczenia.
– O nie…
Asia spojrzała z przerażeniem na przyjaciółkę. Za nim atakujący zdążył odezwać się choćby słowem, Polka już wpadła do kolejnego pokoju. Trochę niepewnie Evans poszedł za nią.
I dokładnie w momencie, w którym przekroczył próg zdębiał zupełnie.
Ze ściany patrzył bowiem na niego nie kto inny tylko Stephane Antiga we własnej osobie.
– Nie komentuj – mruknęła Joasia.
A miał co komentować, bowiem oprócz wiszącego nad łóżkiem plakatu w pokoju był również kalendarz Herosów, a na biurku leżały dwa zeszyty z podobizną francuskiego trenera.
– Naprawdę jesteś jego fanką – stwierdził.
– Ta, tak jakoś wyszło. – Dziewczyna nerwowo przygryzła wargę. – To… pomożesz mi z tymi firankami? – Odgarnęła za ucho zabłąkany kosmyk włosów.
Sharone pokiwał powoli głową. Zresztą czy mógłby zrobić coś innego? W końcu obietnic powinno się dotrzymywać, tak w każdym razie zawsze powtarzała mu babcia Evans.
Dodawała też, że jest to szczególnie ważne w przypadku obietnic składanych płci przeciwnej.
We dwójkę uporali się ze wszystkim bardzo szybko. Nie minęło dwadzieścia minut, a nowe zasłony wisiały na oknach. Dokładnie w momencie, w którym Asia już ostatecznie rozprostowywała materiał, przez szparę w drzwiach prześlizgnął się mały, czarny kotek.
– Jest i sprawca całego zamieszania – prychnęła właścicielka zwierzaka.
– Cześć, Jack. – Sharone przyklęknął przy kociaku i podrapał go za uchem. Jacky zamruczał z przyjemnością, a potem zaczął ocierać się o nogi siatkarza.
– Chyba cię lubi – zaśmiała się Joasia.
– W końcu zrobił sobie legowisko w mojej torbie. – Evans też nie mógł pohamować uśmiechu.
Dziewczyna przyklęknęła obok  i pogłaskała kotka. W jej oczach chłopak dostrzegł czystą miłość do tego niewinnego stworzonka. Jakaś nieznana siła sprawiła, że nie mógł oderwać wzrok od tych zielonych tęczówek. Na kilka sekund kontrolę postanowił przejąć mózg, a dokładniej zamroził wszelkie połączenia nerwowe w ciele siatkarza.
„Chłopie, co ty do cholery wyprawiasz?” zapytał szczerze mózg.
„Jak to co? Ktoś tu nam się po prostu zakochał!” zaszczebiotało wesoło serce.
„Ta, jasne.” Gdyby mózg mógł zapewne w tym momencie przewróciłby oczami. „Serce, proszę cię, nie pitol, dobrze? Ile my tę dziewczynę znamy? Dwa tygodnie? Trzy? I mniej więcej tyle razy ją widzieliśmy. I jak na razie to tylko ty na jej widok dostajesz świra.”
„Wcale, że nie! To znaczy… nie tylko ja… dajmy temu spokój, okej?! Po prostu pozwólmy wydarzeniom przybierać korzystny dla nas obrót i zaczekajmy, co z tego wyniknie.”
„Niech ci będzie.”
I znów wyłączyli się, zostawiając biednego Evansa w totalnym ogłupieniu.
– Wszystko w porządku? – zapytała zaniepokojona nagłą zawieszką siatkarza Asia. 
– Proszę? Ah, tak, po prostu zamyśliłem się. – Sharone uśmiechnął się przepraszająco do dziewczyny, czując, że żołądek podchodzi mu do gardła. Musiał jak najszybciej wyplątać się z tej niezręcznej sytuacji. – Przepraszam, ale muszę już iść, jest późno, ty masz pewnie jutro zajęcia, a ja muszę się stawić rano u Stephana i…
– Rozumiem – przerwała jego tłumaczenia Joasia. Nagle jakby bardziej skuliła się w sobie. Na jej twarzy nie widniał już uśmiech. – Przepraszam, że cię przetrzymuję, przecież na pewno masz sto tysięcy ciekawszych rzeczy do roboty. Zobaczymy się na następnym meczu, za dwa tygodnie, co nie?
„Idiota, skończony idiota” wytknął sam sobie chłopak.
– To nie tak, proszę, ja… – nieudolnie próbował ratować sytuacje. – Dlaczego dopiero za dwa tygodnie? Z Stephanem widzę się rano, ale po południu możemy się spotkać i… no nie wiem… pokarzesz mi Warszawę?
– Nie wiem, czy ci to mówiłam, ale ja też jestem przyjezdna – prychnęła śmiechem dziewczyna.
– W takim razie możemy zwiedzić miasto wspólnie – Siatkarz brnął dalej w ten szalony pomysł.
– Dlaczego by nie? – wzruszyła ramionami Asia. – Lepiej gubić się z kimś samemu.
Nawet nie miała pojęcia, że w tym momencie gdzieś w podświadomości Sharona pojawiła się myśl, że nią to mógłby się gubić nawet na Syberii.

***

Asia spokojnie odprowadziła Sharona na najbliższy przystanek, spokojnie się z nim pożegnała i zupełnie spokojnie umówiła na następny dzień, ale gdy tylko wróciła do mieszkania, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi, poczuła, że nagle totalnie głupieje.
– Co się stało? – zapytała Sara, widząc jak jej koleżanka nerwowo chodzi w kółko po salonie.
– Zwariowałam, totalnie zwariowałam – mruczała pod nosem Aśka, zupełnie nie zwracając uwagi na drugą dziewczynę. – To się nie może dziać naprawdę. Dlaczego ja w to brnę, przecież znam Sharona tylko kilka tygodni, zresztą on jest siatkarzem, to jest irracjonalne, nieprawdopodobne i w ogóle…
– Hej! Spokój! – Sara chwyciła ją za ramiona, zmuszając, by przerwała swój paniczny wywód. – Możesz mi wyjaśnić, skąd nagle w twoim mózgu takie dzikie zwarcie?
– Pamiętasz, jak ci mówiłam, że rzeczy, które opisuję, nigdy nie przytrafiają mi się w prawdziwym życiu.
– Coś takiego chyba było.
– Dzisiaj właśnie się to zmieniło. Jestem umówiona. Jutro. I to z siatkarzem. Którego znam całe trzy tygodnie.
– Zwariowałaś.
– Wiem! – Asia z zrezygnowaniem opadła na kanapę. – Kurczę, to nie tak, że ja coś do niego już czuję, to przecież byłoby totalnie idiotyczne, tylko że…
– Tylko, że co? – Sara uniosła pytająco brew.
– Tylko, że zupełnie nie wiem, jak do tego podejść. – Druga dziewczyna spontanicznie machnęła ręką w powietrzu, prawie strącając ze ściany pstrokaty obraz. – Od dziesięciu lat oglądałam siatkówkę tylko w telewizji, ewentualnie z trybun, a zawodników co najwyżej mogłam poprosić o autograf. Wystarczyło, że przyjechałam do Warszawy i wszystko się zmieniło. Przed  chwilą wieszałam firanki z Sharonem Vernonem Evansem! Brązowym medalistą Ligi Światowej! Mój mózg tego nie przetwarza! – Z zrezygnowaniem ukryła twarz w poduszce.
– Widzisz w nim siatkarza, czy zwykłego chłopaka? – zapytała prosto z mostu Sara.
– A to ma znaczenie?
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Po prostu pytam.
Joasia podniosła głową i spojrzała na koleżankę zmęczonym wzrokiem.

– Nie wiem. Po prostu nie wiem.


W końcu przedstawiam wam rozdział czwarty. Jest cokolwiek chaotyczny, ale mam nadzieję, że wam się podoba.Jak myślicie, jak dalej potoczy się akcja? Co zrobi Asia i jaki będzie skutek zwiedzania Warszawy? Czekam na wasze komentarze. 
Pozdrawiam
Violin

2 komentarze:

  1. Strasznie śmieszą mnie te monologi wewnętrzne Sharona. Lubię jak on jest taki biedny i nieporadny i nie wie co robić i prowadzi rozmowy sam ze sobą w myślach hahah. Fajnie, że pomógł z tymi firankami. Aha no i widać, że kot poznał dobrego człowieka!
    Co do Asi to chyba trochę dramatyzuje z tą sytuacją, bo przecież zawsze można się spotykać jako przyjaciele, nic nie musi się wydarzyć.
    Co do wspólnego zwiedzania Warszawy to mam przeczucie, że czymś nas zaskoczysz, więc z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. miałam się myć jakieś pół godziny temu, ale przy tym cacku nie mogę! nie potrafię się oderwać ;D coś ty zrobiła???

    OdpowiedzUsuń