Sharone biegł po klatce schodowej,
przeskakując kilka schodków na raz i nawet na sekundę nie zatrzymując się, by
złapać oddech. Dochodziła godzina jedenasta, a on obiecał Asi, że spotkają się
w centrum po dwunastej i w czasie zwiedzania zjedzą jakiś lunch. Musiał więc
jak najszybciej uporać się z rozmowami z Stephanem.
Gdy zatrzymał się na ostatnim
piętrze nie był ani trochę zmęczony. Zniecierpliwiony nacisnął kilka razy
dzwonek do drzwi, zaraz jednak zreflektował się, bo przecież w mieszkaniu były
też dzieci trenera, a z własnego doświadczenia wiedział, że to właśnie koło
jedenastego roku zycia zaczyna się doceniać sen.
Po kilku sekundach w drzwiach
pojawił się, jak zwykle tryskający wręcz nieprzyzwoitą energią Stephane.
– Jeśli chciałeś kogoś obudzić, to
niestety, ale pomyliłeś drzwi.
– Przepraszam. – Atakujący z
zakłopotaniem podrapał się po głowie.
Starszy mężczyzna roześmiał się
serdecznie, widząc nerwową reakcje podopiecznego.
– Wchodź, omówimy co i jak, a potem
będziesz mógł iść tam, gdzie ci się tak spieszy.
Evans mimowolnie zaczerwienił się po
same uszy, a potem wszedł za Francuzem do mieszkania. Tak, jak mówił Antiga, od
razu zabrali się do pracy. Głównie chodziło po prostu o to, że Stephane chciał
się dowiedzieć, jak na razie atakujący czuj się w Warszawie i w drużynie, a
także ogólnie omówić jego chwilową rolę w zespole po tych kilku spotkaniach,
które już rozegrali.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
– Stephane przerwał po kilku minutach
swój wywód.
– Oczywiście! – Sharone otrząsnął
się gwałtownie, zdając sobie sprawę z tego, że od jakiegoś czasu stuka palcami
o blat stołu, a odpowiada tylko półsłówkami. – Przepraszam, zamyśliłem się.
– Ah tak? – Trener odchylił się na
krześle i skrzyżował ręce na piersi. – A mogę wiedzieć nad czym tak myślisz?
– To nic ważnego.
– Chodzi o tę dziewczynę?
Gdyby Evans mógł w tym momencie
przybrałby kolor rdzennego Indianina z opowieści przygodowych.
– Skąd…? – przerwał szybko, zdając
sobie sprawę, że jest już za późno i potwierdził teorię Francuza.
– Skąd wiem? – Stephane uniósł
pytająco brew. – Ślepy nie jestem, zresztą twoi koledzy z drużyny także –
zaśmiał się. – Samik się wygadał, to straszna plotkara, przed nim nic się nie
ukryje.
– Będę pamiętał – mruknął pod nosem
Sharone. W myślach jednak toczył walkę sam ze sobą.
„Wygłupiłeś się, stary” odezwał się
mózg, który dotychczas milczał obrażony na cały świat. „I to przed własnym
trenerem. Brawo ty!”
„Zostaw go!” oburzyło się serce.” Przecież Stephane to
dobry człowiek jest, nawet lepiej, że wie. Jest starszy, doświadczony, a swoją
obecną żonę poznał mając czternaście lat! Mamy świetną okazję, by zaciągnąć
rady!”
„Ta, jasne, a gwiazdki z nieba to
nie łaska?” prychnął mózg.
– Mecz z Szczecinem to była wasze
pierwsze spotkanie? – zapytał zupełnie nagle Antiga, wprawiając tym samym i
serce i mózg atakującego w kompletne osłupienie. – Oczywiście jeśli nie chcesz,
to nie musisz odpowiadać – dodał szybko.
– Była na meczu z Katowicami. A
dzień wcześniej spotkałem ją przez przypadek i pomogłem przy kocie, którego
znalazła. No i wczoraj wsparłem przy wieszaniu firanek, który wcześniej
wymieniony kot podrapał – wyjaśnił Evans, czując, że i tak nie bardzo ma jak
uciec od odpowiedzi.
– Firanek? – prychnął śmiechem
mężczyzna.
Siatkarz niepewnie kiwnął głową.
– Jakoś tak wyszło.
Francuz uniósł ze zdziwieniem brwi,
ale spojrzał na wiszący w salonie zegar i odruchowo uśmiechnął się pod nosem.
– Chyba ci się spieszyło?
– Możliwe, że troszeczkę – przyznał
nieśmiało Sharone.
– W takim razie na dzisiaj to tyle –
zadecydował Stephane. – Leć już i powodzenia, cokolwiek byś miał zamiar dzisiaj
robić.
Evans odruchowo pokiwał głową,
następnie pożegnał się z trenerem i cały czas lekko ogłupiały, wyszedł na
klatkę schodową. Dopiero tam zdał sobie sprawę, że właśnie przyznał się do
wszystkiego i nie miał już drogi odwrotu.
Westchnął głęboko. Może to i lepiej?
Niby Stephane nie powiedział nic wyjątkowego, ale atakujący podświadomie czuł,
że ma jego wsparcie, cokolwiek by się działo.
A to było mu potrzebne niczym kawa
maturzyście.
***
Jeśli miasto mogło popisywać się
wredotą względną, to tego dnia Warszawa przekroczyła wszelkie granice.
Spóźnione tramwaje, korki, skomplikowane ronda i jeszcze dwóch wrednych
kontrolerów na jednej trasie, po dodaniu dało wyniki dziesięciu minutowego
spóźnienia na miejscu zbiórki. Gdy Asia
wypadła z metra pod Pałacem Kultury, Sharone już tam był, Stał obok słupa
ogłoszeniowego i w skupieniu przesuwał wzrokiem po kolorowych plakatach.
– Rozumiesz coś z tego? – zapytała
dziewczyna, specjalnie zachodząc go od tyłu.
– Domyślam się. – Chłopak nawet nie
drgnął.
W odpowiedzi Joasia tylko roześmiała
się serdecznie.
– Przepraszam za spóźnienie, świat
dzisiaj się na mnie obraził – mruknęła, zakładając za ucho zabłąkany kosmyk
włosów. – Zastanawiałam się, czy w ogóle przyjdziesz.
Odwrócił się powoli i spojrzał na
nią ze zdziwieniem, nieznacznie przekrzywiając głowę.
– Dlaczego? To przecież był mój
pomysł?
– Nie wiem – wzruszyła ramionami. –
Może na przykład stwierdziłeś, że to wszystko nie dla ciebie i wróciłeś do
Kanady, hodować mini łosie
– Mini łosie? – siatkarz uniósł
pytająco brew.
– No tak, dlaczego by nie? –
Dziewczyna dalej ciągnęła swój wywód, choć czuła, że jej policzki rumienią się
gwałtownie. – Wiesz, takie, które każdy mógłby trzymać w domu jako zwierzątko.
Mina siatkarza wyraźnie świadczyła,
o tym, że nie był do końca pewien, czy dobrze słyszy, ale uśmiechnął się
szeroko i nieznacznie pokiwał głową.
– Niezły interes można by było ubić.
Pomyślę o tym, gdy zakończę karierę.
– Ale patent jest mój! – zastrzegła
szybko Asia, czując, jak w jednej chwili ulatuje z niej całe napięcie.
– Będę pamięta! – atakujący
roześmiał się szczerze. – To od czego zaczynamy naszą małą wycieczkę?
– Przygotowałam dwie trasy. – Polka
wyjęła z torebki mapę i zaczęła ją nieudolnie rozkładać. – Jedną taką bardziej
turystyczną i jedną z cyklu, łazimy, gdzie nasz wiatr poniesie. Którą wybierasz?
Sharone w zamyśleniu podrapał się po
głowie. To nie było prosta decyzja. Szczególnie, że gdzieś w podświadomości
zastanawiał się, którą opcje dziewczyna by wolała. Z jakiego powodu chciał
trafić w jej gust.
– Możemy zmiksować obie –
zaproponował, gdy jego mózg w końcu się
włączył i zaproponował kompromis. – To znaczy… zresztą czy ktokolwiek
kiedykolwiek wyszedł na swoje, trzymając się planu?
– Ja takiej osoby nie znam –
przyznała szczerze Asia. – To co, idziemy?
Chłopak kiwnął głową, a potem
zgodnie ruszyli w drogę. Zaczęli oczywiście od Pałacu Kultury, ale potem cała
wycieczka zaczęła się robić cokolwiek chaotyczna. Zaczęło się od tego, że spadł
deszcz zupełnie nagle, gdzieś między dworcem, a Pałacem Królewskim. Było to
cokolwiek niespodziewanie, choć zdecydowanie do przewidzenia, biorąc pod uwagę,
że mieli listopad. A oczywiście obydwoje zapomnieli zabrać ze sobą parasoli.
– Serio, pogoda nie mogła sobie
wybrać lepszego dnia, by się sprawdzić? –
jęknęła Asia szybko nakładając na głowę kaptur kurtki.
– Może zaraz przestanie padać –
mruknął z nadzieją Sharonie.
Dziewczyna tylko pokręciła z
zrezygnowaniem głową, a potem chwyciła chłopaka za rękę i pociągnęła w kierunku
najbliższej kawiarni.
– Przynajmniej przeczekamy najgorszą
ulewę – wyjaśniła, gdy byli już w środku.
Siatkarz nie mógł się nie zgodzić.
Znaleźli w kącie sali wolny stolik i zamówili po kawie. Potem zapadła
niezręczna cisza. Żadne z nich nie wiedziało jak zacząć rozmowę.
„Zapytaj ją o coś” serce Evansa znów
postanowiło wkroczyć do akcji.
„Niby o co?” prychnął mózg, jak
zwykle negujący wszelkie pomysły kompana. „Jaki jest jej ulubiony kolor?”
„A niby dlaczego nie? To zawsze jest
jakiś temat do rozmowy.”
„Mają się zastanawiać nad przewagą
miętowego nad brzoskwiniowym? Czy może dlaczego zielonego nie powinno łączyć
się z różowym?”
„A nie powinno się?”
– To… przyjechałaś do Warszawy na
studia, tak? – Atakujący zdecydował się przejąć sprawy w swoje ręce. Miał dość
tych cholernych sprzeczek i rozterek, stwierdził, że co ma być, to będzie.
– Tak wyszło – wzruszyła ramionami
dziewczyna. – Miałam do wyboru Warszawę albo Rzeszów. Rzeszów niby jest bliżej
i nie jest taki drogi, ale dostałam się na mój wymarzony kierunek tutaj, więc
wybrałam Warszawę.
Sharone kiwnął głową i zadał kolejne
pytanie, starając się jak najdłużej podtrzymywać rozmowę.
– A skąd jesteś?
– Z Krakowa.
– Z Krakowa? – Na twarzy siatkarza
pojawił się entuzjastyczny uśmiech. – Byłem tam! Z Kanadą na Memoriale Wagnera!
Bardzo mi się podobało, to piękne miasto!
– Szczególnie, gdy smog opada –
prychnęła śmiechem Joasia. – Ty jesteś z… – w zamyśleniu podrapała się po brodzie
– zaraz pamiętałam… z Toronto, prawda?
Evans spojrzał na nią zaskoczony,
ale po sekundzie wahania klasnął wesoło.
– Bingo! Skąd wiedziałaś?
– Pytasz na serio? – Skrzyżowała ręce
na piersi i posłała mu ironiczne uśmiechy. – Wspomniałeś o tym w przynajmniej
dwóch wywiadach. A ja przeczytałam wszystkie, bo w prawie każdym wspominasz coś
o Antidze. Jeszcze nie ogarnąłeś, że masz do czynienia z fanatyczką.
Sharone odchylił się na krześle i
powoli wypuścił powietrze. Przez chwilę milczał, analizując słowa dziewczyny.
– Pierwszy raz się z taką spotykam –
przyznał w końcu.
Joasia zarumieniła się mimowolnie,
czując, że zrobiło się cokolwiek niezręcznie. Odchrząknęła nerwowo, a potem
grzecznie przeprosiła chłopaka i odeszła od stolika, by pójść do łazienki i
choć trochę uspokoić swój własny mózg, który podsuwał coraz to głupsze pomysły.
Niestety i tym razem los postanowił
trochę poimprowizować.
A potem wszystko potoczyło się
bardzo szybko. Ona odwróciła głowę, skrzypnęły nawiasy od drzwi wejściowych, ktoś
krzyknął. Poczuła uderzenie, tępy, palący ból w czaszce. Zatoczyła się do tyłu
przed oczami pojawiły się mroczki. Osunęła się na ziemię. Na chwilę straciła
oddech, słyszała, jak ktoś nerwowo powtarza jej imię.
W końcu wszystko ustało. Zapadła
ciemność.
Z wielką przyjemnością w końcu przedstawiam wam rozdział piąty tego opowiadania. Jak na razie ruch na blogu trochę marny, ale liczę, że to z czasem się zmieni. W każdym razie, mam nadzieję, że wam rozdział się podobał i liczę na komentarze z opiniami.
Pozdrawiam
Violin
Coś TY znowu wymyśliła kobieto? Mam tylko nadzieję, ze nie stało jej się nic poważnego. Pozdrawiam i czekam na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńKrótko ale treściwie, więc fajnie się czytało. Chociaż mam lekki niedosyt, bo skończyło się w takim momencie, że będzie mnie trzymało w niecierpliwości do następnego odcinka hahah
OdpowiedzUsuńŚmieszne było spotkanie Sharona z trenerem, bo w sumie było nieowocne. Myśli chłopaka błądziły wokół dziewczyny i spotkania, które go czekało.
Fajna sprawa taka wycieczka, chociaż pogoda im się nie trafiła. Miejmy nadzieję, że mimo tego i tak im sie podobało, bo oboje lubią swoje towarzystwo.
Btw wspomniałaś Rzeszów, który znajduje się blisko mojego rodzinnego miasta. Był też Kraków w którym studiuję, dlatego czułam się jak w domu czytając ten rozdział.
A tak tylko z technicznego pkt widzenia dodam, że wyłapałam kilka literówek :)
Czekam na kolejny rozdział, ponieważ ten kończy się bardzo tajemniczo i szkoda mi Asi, bo jej to zawsze się coś stanie. Mam nadzieję, że będzie cała i zdrowa, a Sharon się nią zaopiekuje.
Pozdrawiam,
N
o kurczę, coś ty tam wymyśliła? korci, oj korci żeby przeczytać następny, ale sen wzywa, a jutro dzieci same zadań z matmy nie zrobią, ktoś im musi pomóc ;D
OdpowiedzUsuńserce i mózg jak zwykle na podium, Antiga to będzie chyba taki tatuś od tłumaczenia naszym młodziakom, ze maja się ku sobie i każdy to widzi oprócz nich, hahah. jutro kontynuuje, już wiem jak będę się relaksować przed gimnazjalnymi :D