Ariana dla WS | Blogger | X X

26 kwi 2018

Rozdział 10

− Nie mam, co na siebie włożyć! – jęknęła Aśka, z zrezygnowaniem opadając na swoje łóżko.
− Nie przesadzaj – prychnęła Sara. – Masz tyle ciuchów, że ledwo mieszczą się w szafie.
− Wiem, zdaje sobie z tego sprawę – odburknęła Janicka. – Ale nic, co nadawałoby się na obiad z Sharonem. A już na pewno nie w taką pogodę. W czerwcu byłby inaczej… − Z tęsknotą spojrzała na okno, za którym lało, wiało i przysłowiowymi żabami rzucało.
Sara przewróciła oczami, a potem podeszła do szafy i otworzyła ją stanowczym ruchem ręki.
− Niech spojrzę… A ta bluzka? – Wyjęła jeden z wieszaków, na którym wisiała czerwona koszula w kratę. – Jest ciepła.
− Idziemy na urodziny, a ją noszę na co dzień – warknęła Asia.
− Możesz ubrać do niej spódnicę. Będzie bardziej „imprezowo”.
Aśka usiadła gwałtownie i zmierzyła przyjaciółkę potępieńczym spojrzeniem.
− Po pierwsze, nie wiem, czy zauważyłaś, ale nie mam spódnicy. Żadnej. A po drugie, musiałabym ubrać cienkie rajtki! A ja cenię sobie jeszcze swój pęcherz! I parę inny rzeczy – dodała pod nosem.
− Niech ci będzie. – Sara nie dyskutowała. Zamiast tego wyjęła kolejny wieszak. −A to? – zapytała. – W miarę ciepłe i dobrze na tobie leży.  
Asia zmierzyła krytycznym wzrokiem wskazaną sukienkę. Była ciemno zielona, zrobiona z materiału przypominającego flanelę. Z dekoltem w serek i czarnym paskiem prezentowała się wyjątkowo dobrze.
− Sama nie wiem – mruknęła Janicka. – Jakoś nie jest przekonana.
− Nie gadaj głupot – skarciła ją kumpela. – Przebieraj się, a potem zapytamy o zdanie specjalistę.
Aśka posłała jej zdziwione spojrzenie, ale posłusznie wykonała polecenie. Włożyła sukienkę, wygładziła ją i dopiero wtedy przejrzała się w lustrze.
− Sama nie wiem… − W zamyśleniu przygryzła wargę.
− Wyglądasz świetnie – stwierdziła Sara. – A jeśli mi nie wierzysz to… Radzio! Przyłaź tu, ale to już! – zawołała nagląco. Sekundę później zza drzwi wyłoniła się rozczochrana głowa chłopaka.
− Coś się stało? – zapytał, poprawiając zsuwające się z nosa okulary.
− Potrzebujemy twojej fachowej opinii. Jako jedynego przedstawiciela płci głupszej w promieniu pięciu metrów – wyjaśniła.
Radek przekrzywił nieznacznie głowę, a potem spojrzał na Asię i w zamyśleniu podrapał się po brodzie.
− Według mnie jest okej. – Wzruszył ramionami. – Nawet powiedziałabym, że bardziej niż okej, ale to mogłoby zostać źle odebrane.
− Widzisz! – Sara klasnęła wesoło. – Radzio się ze mną zgadza. Jak Shoe cię zobaczy, to jego szczęka wyląduje po drugiej stronie kuli ziemskiej.
− Mam taką nadzieję – mruknęła pod nosem Asia. – Muszę się dobrze zaprezentować.
− W to nie wątpię – prychnęła Sara. – Szczerze powiedziawszy, to nawet zaczynam się obawiać, czy przypadkiem po tej imprezie nie będziemy musiały przygotować się na kolejnego współlokatora – Zaśmiała się. – Chociaż jeśli ten cały Evans jest taki super jaki się wydaje, to takim wypadku pewnie zwolni nam się pokój.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, dziewczyna najprawdopodobniej już rezerwowałaby sobie miejsce na najbliższym cmentarzu. Aśka była pod tym względem bezlitosna.
− Skoro twierdzicie, że jest spoko, to idę. – Janicka jeszcze raz poprawiła sukienkę, a potem chwyciła swoją torebkę i posłała współlokatorom wymuszony uśmiech. – Jakbym jutro nie odbierała telefonu, zadzwońcie na policję. Albo ewentualnie od razu do psychiatryka. Podobno z siatkarzami zbyt długo wytrzymać się na trzeźwo nie da.
− Zapamiętam. – Sara uśmiechnęła się krzywo. – Idź już, bo twój kochać zacznie się denerwować.
Joasia powoli pokiwała głową. Odetchnęła głęboko, wyprostowała się dumnie, a potem dumnie przeszła przez drzwi. Wiedziała, że ten dzień będzie wyjątkowo ciekawy.

***

Umówili się w centrum, o trzeciej. Sharone wybrał niewielką knajpkę, z jedzeniem różnym, elegancką, ale nie przesadnie ekskluzywną, taką, w której można swobodnie zjeść obiad przed urodzinami kolegi. Za poleceniem swoich kumpli, ubrał świeżutko wyprasowaną koszulę, a mając w głowie nauki babci Evans, od samego początku starał się być dżentelmenem.
Problem w tym, że rzeczywistość postanowiła inaczej.
Zaczęło się od tego, że gdy szli do restauracji, spadł deszcz. Przygotowany na wszystko Evans, od razu wyjął parasol. Odpiął z dumą rzep i już chciał rozłożyć parasol, ale ten stwierdził, że to dobry dzień, by się zaciąć.
- Sekundę. - Uśmiechnął się przepraszająco do Asi, a potem spróbował jeszcze raz.
A potem jeszcze jeden. I jeszcze raz.
Parasol nawet nie drgnął.
Przeklną pod nosem. Zaczynało padać coraz mocniej, a on nadal użerał się z głupim patykiem i kawałkiem materiału.
- Złośliwość przedmiotów martwych - zaśmiała się dziewczyna, przyglądając się wysiłkom atakującego.
- Nie wiem, co się stało, jeszcze kilka godzin temu działał - przyznał Shoe.
- Daj, zobaczę, co da się zrobić. - Ostrożnie zabrała parasol chłopakowi, nacisnęła przycisk i... po prostu go otworzyła. - Wręczyła go właścicielowi.
Sharone nie miał pojęcia, co powiedzieć. Podziękował grzecznie. Odchrząknął nerwowo, a potem podniósł parasol, by chociaż osobiście ochronić studentkę przed deszczem.
Niestety wtedy pojawił się kolejny problem, bowiem Polka była dobre trzydzieści centymetrów niższa. Nie miał pojęcia, jak chwycić rączkę, by obydwoje zmieścili się pod płóciennym kapeluszem.
Wahał się przez  kilka sekund, aż w końcu przełożył parasol do drugiej dłoni, a ramieniem objął Joasię.
Zamarła. On także. Przez chwilę czekał, aż dziewczyna wyplątał się z jego objęć, ale ku jego zdziwieniu, ona jedynie wtuliła się w bok Kanadyjczyka.
- Idziemy? - zapytała, nie patrząc Evansowi w twarz.
Mechanicznie pokiwał głową. W milczeniu ruszyli przed siebie. W restauracji byli kilka minut później.
I tu znów pojawiła się przeszkoda.
Sharone, jak na dżentelmena przystało, chciał otworzyć przed towarzyszką drzwi. Chwycił za klamkę, pociągnął, otworzył, a Asia posłała mu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów. Odwzajemnił uśmiech, jednocześnie puszczając drzwi. Gdy zamknęły się za studentką, chłopak skrzywił się nieznacznie. Chciał je ponownie otworzyć, jednak w tym momencie, ktoś z drugiej strony wpadł na ten sam pomysł.
Shoe nie miał szansy zrobić chociaż kroku. Drzwi osiągnęły prędkość nadświetlną i ułamek sekundy później zaliczyły bliskie spotkanie trzeciego stopnia z nosem siatkarza.
- Au!
- Jezu, wszystko w porządku?! - Obok niego momentalnie znalazła się przerażona Asia.
- Tak, wszystko... wszystko gra - mruknął, masując obolały nos. - Na szczęście mam trochę twardszą czaszkę niż ty - zażartował, chcąc rozluźnić atmosferę.
Chyba się udało, bo dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, a potem chwyciła siatkarza za rękę i pociągnęła do środka. Zajęli miejsce w kącie sali, tak, by móc na spokojnie rozmawiać. Przez kolejne kilkanaście minut rozmawiali o wszystkim i o niczym. Co chwilę któreś z nich wybuchało cichym śmiechem. Było naprawdę sympatycznie, aż do momentu, kiedy kelner przyniósł ich dania.
- Wygląda super - stwierdziła Asia na widok swojego makaronu.
Shoe przytaknął szybko, mimochodem zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo zgłodniał. Z wielką przyjemnością odkroił kawałek mięsa. Nie przeczuwając żadnego niebezpieczeństwa, włożył go sobie do ust.
I wtedy się zaczęło. Wystarczyło, że kubki smakowe chłopaka zaczęły pracować, a on momentalnie poczuł, jak coś pali go od środka. Gałki oczne zarządziły niezwłoczną ewakuacje, kanadyjscy bogowie piekła odtańczyli taniec wojenny. Gdyby nie wyjątkowe opanowanie i wrodzona siła, pozwoliły siatkarzowi nie wpaść w panikę, czy też raczej szaleńczo rzucić się na coś do picia. Z trudem przełknął ślinę, a potem zmusił się do uśmiechu.
­− Bardzo dobre – wychrypiał słabo.
Asia prychnęła śmiechem, pokręciła głową z udawaną dezaprobatą, a potem wróciła do swojego makaronu. Evans odetchnął w duchu. Chyba nie zrobił z siebie całkowitego głupka, choć było blisko. Na szczęście przez kolejne kilkanaście minut nie działo się już nic niepokojącego. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Dziewczyna wydawała się naprawdę dobrze bawić, a Sharone nawet dał radę przyzwyczaić się do kontrowersyjnego smaku swojej potrawy. Po prostu zamiast zwracać uwagę na palenie w gardle, skupił się na swojej towarzyszce.
Nie było to specjalnie trudne, bo prawda była taka, że od samego początku tego spotkania, nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała przepięknie w ciepłej, zielonej sukience, a dzięki delikatnemu makijażowi i nieschodzącemu z twarzy uśmiechowi, tylko podnosiła chłopakowi temperaturę.
− Czyli teraz na  urodziny, tak? – zapytała, gdy siatkarz uregulował rachunek i zaczęli się zbierać.
− Jak najbardziej – przytaknął. – Choć już teraz ostrzegam – moi kumple są nieprzewidywalni.
− Coś już o tym wiem – prychnęła. – Jeden z nich zorganizował nam tę „randkę”. – Zakreśliła w powietrzu cudzysłów.
− To to nie jest „randka”? − Zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
Zgłupiała. Przekręciła głowę i zamrugała szybko, jakby restartowała mózg. Przez kilka sekund wpatrywała się w atakującego, aż w końcu uśmiechnęła się szeroko.
− A jest?
− Tak mi się wydaję. – Wzruszył ramionami. „Głupek” skarcił się w myślach. „Znów wyskakujesz przed szereg. Jak tak dalej pójdzie, to naprawdę uzna cię za idiotę”. – Przynajmniej biorąc pod uwagę definicje i w ogóle… − próbował się nieudolnie tłumaczyć.
Zaśmiała się serdecznie, a potem chwyciła Evansa za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. Gdy w końcu znaleźli się na wyjściu, okazało się, że przestało padać. Sharone poczuł się zawiedziony – parasol nie był już potrzebny.
„Daj spokój” odezwało się jego serce. „Na co ci do cholery parasol?! Jesteście na randce, chwyć jej dłoń, ściśnij i idźcie, trzymając się za ręce. Tak robią ludzie na randce!”
„To randka zaaranżowana przez Brizarda” przypomniał trzeźwo mózg. „A więc nie jest do końca prawdziwą randką”.
„Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?” zdenerwowało się serce. „Zjedli razem obiad! Rozmawiali, śmiali się, a on nie mógł oderwać od niej wzroku! Są sobie pisani, nie widzisz tego?!”
„Jakoś nie bardzo” prychnął mózg. „Jak niby mają być sobie pisani po miesiącu znajomości?”
„Losy ludzkie są niezbadane” odparło serce.
Mózg jedynie przewrócił oczami, a potem sam sobie odłączył zasilanie. Widzą, że nie ma już nikogo z kim można by się pokłócić, serce zrobiło to samo.
Shoe został sam.
− To… jak na razie podoba ci się dzień? – zapytał, gdy spokojnie szli w kierunku przystanku.
− Jest… wspaniale – przyznała Asia. – Naprawdę, dawno nie czułam się taka… spokojna? To chyba dobre słowo. Ostatnio mam strasznie dużo na głowie.
Evans uśmiechnął nieznacznie. Wahał się przez ułamek sekundy, ale w końcu chwycił dłoń dziewczyny i ścisnął nieznacznie. Joasia nic nie powiedziała, jedynie spuściła wzrok, a na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
− To chyba naprawdę randka – szepnęła tak cicho, że chłopak ledwo ją usłyszał.
Zacisnął zęby. Co miał zrobić? Jak zareagować? „Myśl, stary, myśl!” pogonił się w myślach. „Co mówił babcia Evans? Ona przecież zawsze ma rację!”
„Idź na żywioł” wyobraził sobie swoją babcię, siedzącą w fotelu, palącą fajkę i udzielającą rad wnukowi. „Mózg odpowiada za oddychanie, wchłanianie i wydalanie, ale bez serca bylibyśmy tylko glonojadami.”
Odetchnął głęboko i w końcu wziął się w garść.
No dobra, nie wziął. Przez całą drogę do mieszkania Jędrka, bił się z myślami, zastanawiając się, co zrobić. Nie odezwał się nawet słowem, jedynie co jakiś czas mocniej ściskał dłoń Joasi. Dziewczynie chyba to nie przeszkadzało. Uśmiechała się delikatnie i wydawała się po prostu cieszyć obecnością siatkarza.
Jednak w końcu stanęli przed blokiem, w którym mieszkał Gruszczyński. Sharone musiał w końcu się odezwać.
− To… jesteśmy. – Nerwowo podrapał się po głowie.
− Wchodzimy w paszczę lwa – zaśmiała się. – Rozumiem, że wszyscy wiedzą o tym, że będę, prawda? – Odwróciła się do Kanadyjczyka.
Przytaknął mechanicznie, czując jak jego serce przyspiesza gwałtownie. Dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Mógł policzyć piegi na nosie Polki, widział każdą rysę na jej ustach. Nie był wstanie zrobić choćby pół kroku, ona zresztą też. Stali naprzeciw siebie, a świat wokół powoli znikał.
I w tedy Shoe zrobił coś, czego nikt, nawet on sam się nie spodziewał. Pochylił się nieznacznie i delikatnie pocałował Asię. To było jedynie muśnięcie, ułamek sekundy, ale nagle tysiące fajerwerków eksplodowało w jego ciele. Stracił zdolność logicznego myślenia.
Gdy w końcu się wyprostował, nie miał pojęcia, co powiedzieć. Dotarło do niego, co zrobił. Ogarnęło go przerażenie, zlękniony czekał na reakcje dziewczyny.
Ale ona też nic nie mówiła. Jedynie zaszokowana wpatrywała się w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Oddychała płytko, jej ręce delikatnie drżały. Pobladła i w głowie Evansa pojawiła się przeraźliwa myśl, że zaraz zemdleje.
Ewentualnie da mu w twarz. Co też było możliwe.
− Chyba powinniśmy już iść – wychrypiała w końcu. – Bo zaraz się spóźnimy.
Nieznacznie kiwnął głową. Ruszył przed siebie. Znalazł odpowiednią klatkę i otworzył drzwi, przepuszczając Asię. Tak, jak mówiła babcia Evans.
Jednak studentka nigdy żadnej rady babci Evans nie słyszała. Zamiast pozwolić Evansowi wykonywać swoje obowiązki, gdy tylko stanęła w progu, odwróciła się na pięcie, wspięła na palce, by szybko pocałowała Sharona, wprawiając go w totalne osłupienie.
− Porozmawiamy o tym później – szepnęła, a potem zniknęła w ciemności.
Zamrugał gwałtownie, ale na jego twarzy powoli zaczął pojawiać się uśmiech.
− Zaczekam – powiedział, zamykając za sobą drzwi.
Coś czuł, że ta impreza może być jeszcze lepsza niż myślał.




Z wielką przyjemnością przedstawiam rozdział dziesiąty. Nie napisze o nim za wiele, bo jest już naprawdę późno. Przyznam jedynie, że długo zastanawiałam się nad ostatnią sceną. Stwierdziłam jednak, że raz kozie śmierć, czas pchnąć tę znajomość do przodu. 
Ode mnie to tyle. Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze. 
Pozdrawiam
Violin
PS Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? Bo ja osobiście jestem zauroczona tym szablonem. 

1 komentarz:

  1. Spodziewałam się rozdziału o imprezie. Nakręciłam się na to, więc czytając przygotowania i wcześniejszą randkę poczułam się lekko zawiedziona. Na szczęście pocałunek wszystko wynagrodził!
    Sharone w końcu wziął się do roboty. Jednak pójście na żywioł bardzo mu się opłacało. Ja nie wiem on jest taki kochany, że czasami aż głupiutki, ale i tak go uwielbiam <3
    Joasia jak szykowała się dla Sharona albo może na imprezę? W każdym bądź razie zachowywała się jak typowa dziewczyna. Milion ciuchów, ale nie ma co ubrać. Dobrze, że Sara i Radek jej pomogli, bo pewnie nadal stała by przed szafą i się zastanawiała.
    Cóż mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej. Mam wrażenie, że zaniedbujesz to opowiadanie ;___; Muszę tyle czekać na rozdziały, a historia jest taka świetna.
    Szablon bardzo przyjemny dla oka.
    Pozdrawiam,
    N

    OdpowiedzUsuń