− Nie przesadzaj – prychnęła Sara. –
Masz tyle ciuchów, że ledwo mieszczą się w szafie.
− Wiem, zdaje sobie z tego sprawę – odburknęła
Janicka. – Ale nic, co nadawałoby się na obiad z Sharonem. A już na pewno nie w
taką pogodę. W czerwcu byłby inaczej… − Z tęsknotą spojrzała na okno, za którym
lało, wiało i przysłowiowymi żabami rzucało.
Sara przewróciła oczami, a potem podeszła
do szafy i otworzyła ją stanowczym ruchem ręki.
− Niech spojrzę… A ta bluzka? –
Wyjęła jeden z wieszaków, na którym wisiała czerwona koszula w kratę. – Jest ciepła.
− Idziemy na urodziny, a ją noszę na
co dzień – warknęła Asia.
− Możesz ubrać do niej spódnicę. Będzie
bardziej „imprezowo”.
Aśka usiadła gwałtownie i zmierzyła
przyjaciółkę potępieńczym spojrzeniem.
− Po pierwsze, nie wiem, czy
zauważyłaś, ale nie mam spódnicy. Żadnej. A po drugie, musiałabym ubrać cienkie
rajtki! A ja cenię sobie jeszcze swój pęcherz! I parę inny rzeczy – dodała pod nosem.
− Niech ci będzie. – Sara nie
dyskutowała. Zamiast tego wyjęła kolejny wieszak. −A to? – zapytała. – W miarę
ciepłe i dobrze na tobie leży.
Asia zmierzyła krytycznym wzrokiem
wskazaną sukienkę. Była ciemno zielona, zrobiona z materiału przypominającego
flanelę. Z dekoltem w serek i czarnym paskiem prezentowała się wyjątkowo dobrze.
− Sama nie wiem – mruknęła Janicka. –
Jakoś nie jest przekonana.
− Nie gadaj głupot – skarciła ją
kumpela. – Przebieraj się, a potem zapytamy o zdanie specjalistę.
Aśka posłała jej zdziwione
spojrzenie, ale posłusznie wykonała polecenie. Włożyła sukienkę, wygładziła ją
i dopiero wtedy przejrzała się w lustrze.
− Sama nie wiem… − W zamyśleniu
przygryzła wargę.
− Wyglądasz świetnie – stwierdziła Sara.
– A jeśli mi nie wierzysz to… Radzio! Przyłaź tu, ale to już! – zawołała nagląco.
Sekundę później zza drzwi wyłoniła się rozczochrana głowa chłopaka.
− Coś się stało? – zapytał,
poprawiając zsuwające się z nosa okulary.
− Potrzebujemy twojej fachowej opinii.
Jako jedynego przedstawiciela płci głupszej w promieniu pięciu metrów –
wyjaśniła.
Radek przekrzywił nieznacznie głowę,
a potem spojrzał na Asię i w zamyśleniu podrapał się po brodzie.
− Według mnie jest okej. – Wzruszył ramionami.
– Nawet powiedziałabym, że bardziej niż okej, ale to mogłoby zostać źle odebrane.
− Widzisz! – Sara klasnęła wesoło. –
Radzio się ze mną zgadza. Jak Shoe cię zobaczy, to jego szczęka wyląduje po
drugiej stronie kuli ziemskiej.
− Mam taką nadzieję – mruknęła pod
nosem Asia. – Muszę się dobrze zaprezentować.
− W to nie wątpię – prychnęła Sara. –
Szczerze powiedziawszy, to nawet zaczynam się obawiać, czy przypadkiem po tej
imprezie nie będziemy musiały przygotować się na kolejnego współlokatora –
Zaśmiała się. – Chociaż jeśli ten cały Evans jest taki super jaki się wydaje,
to takim wypadku pewnie zwolni nam się pokój.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, dziewczyna
najprawdopodobniej już rezerwowałaby sobie miejsce na najbliższym cmentarzu.
Aśka była pod tym względem bezlitosna.
− Skoro twierdzicie, że jest spoko,
to idę. – Janicka jeszcze raz poprawiła sukienkę, a potem chwyciła swoją
torebkę i posłała współlokatorom wymuszony uśmiech. – Jakbym jutro nie
odbierała telefonu, zadzwońcie na policję. Albo ewentualnie od razu do psychiatryka.
Podobno z siatkarzami zbyt długo wytrzymać się na trzeźwo nie da.
− Zapamiętam. – Sara uśmiechnęła się
krzywo. – Idź już, bo twój kochać zacznie się denerwować.
Joasia powoli pokiwała głową. Odetchnęła
głęboko, wyprostowała się dumnie, a potem dumnie przeszła przez drzwi.
Wiedziała, że ten dzień będzie wyjątkowo ciekawy.
***
Umówili się w centrum, o trzeciej.
Sharone wybrał niewielką knajpkę, z jedzeniem różnym, elegancką, ale nie
przesadnie ekskluzywną, taką, w której można swobodnie zjeść obiad przed
urodzinami kolegi. Za poleceniem swoich kumpli, ubrał świeżutko wyprasowaną
koszulę, a mając w głowie nauki babci Evans, od samego początku starał się być
dżentelmenem.
Problem w tym, że rzeczywistość
postanowiła inaczej.
Zaczęło się od tego, że gdy szli do
restauracji, spadł deszcz. Przygotowany na wszystko Evans, od razu wyjął
parasol. Odpiął z dumą rzep i już chciał rozłożyć parasol, ale ten stwierdził,
że to dobry dzień, by się zaciąć.
- Sekundę. - Uśmiechnął się
przepraszająco do Asi, a potem spróbował jeszcze raz.
A potem jeszcze jeden. I jeszcze
raz.
Parasol nawet nie drgnął.
Przeklną pod nosem. Zaczynało padać
coraz mocniej, a on nadal użerał się z głupim patykiem i kawałkiem materiału.
- Złośliwość przedmiotów martwych -
zaśmiała się dziewczyna, przyglądając się wysiłkom atakującego.
- Nie wiem, co się stało, jeszcze
kilka godzin temu działał - przyznał Shoe.
- Daj, zobaczę, co da się zrobić. -
Ostrożnie zabrała parasol chłopakowi, nacisnęła przycisk i... po prostu go
otworzyła. - Wręczyła go właścicielowi.
Sharone nie miał pojęcia, co
powiedzieć. Podziękował grzecznie. Odchrząknął nerwowo, a potem podniósł
parasol, by chociaż osobiście ochronić studentkę przed deszczem.
Niestety wtedy pojawił się kolejny
problem, bowiem Polka była dobre trzydzieści centymetrów niższa. Nie miał
pojęcia, jak chwycić rączkę, by obydwoje zmieścili się pod płóciennym kapeluszem.
Wahał się przez kilka sekund, aż w końcu przełożył parasol do
drugiej dłoni, a ramieniem objął Joasię.
Zamarła. On także. Przez chwilę
czekał, aż dziewczyna wyplątał się z jego objęć, ale ku jego zdziwieniu, ona
jedynie wtuliła się w bok Kanadyjczyka.
- Idziemy? - zapytała, nie patrząc
Evansowi w twarz.
Mechanicznie pokiwał głową. W
milczeniu ruszyli przed siebie. W restauracji byli kilka minut później.
I tu znów pojawiła się przeszkoda.
Sharone, jak na dżentelmena
przystało, chciał otworzyć przed towarzyszką drzwi. Chwycił za klamkę,
pociągnął, otworzył, a Asia posłała mu jeden ze swoich najlepszych uśmiechów.
Odwzajemnił uśmiech, jednocześnie puszczając drzwi. Gdy zamknęły się za
studentką, chłopak skrzywił się nieznacznie. Chciał je ponownie otworzyć,
jednak w tym momencie, ktoś z drugiej strony wpadł na ten sam pomysł.
Shoe nie miał szansy zrobić chociaż
kroku. Drzwi osiągnęły prędkość nadświetlną i ułamek sekundy później zaliczyły
bliskie spotkanie trzeciego stopnia z nosem siatkarza.
- Au!
- Jezu, wszystko w porządku?! - Obok
niego momentalnie znalazła się przerażona Asia.
- Tak, wszystko... wszystko gra -
mruknął, masując obolały nos. - Na szczęście mam trochę twardszą czaszkę niż ty
- zażartował, chcąc rozluźnić atmosferę.
Chyba się udało, bo dziewczyna
uśmiechnęła się szeroko, a potem chwyciła siatkarza za rękę i pociągnęła do
środka. Zajęli miejsce w kącie sali, tak, by móc na spokojnie rozmawiać. Przez
kolejne kilkanaście minut rozmawiali o wszystkim i o niczym. Co chwilę któreś z
nich wybuchało cichym śmiechem. Było naprawdę sympatycznie, aż do momentu,
kiedy kelner przyniósł ich dania.
- Wygląda super - stwierdziła Asia
na widok swojego makaronu.
Shoe przytaknął szybko, mimochodem
zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo zgłodniał. Z wielką przyjemnością
odkroił kawałek mięsa. Nie przeczuwając żadnego niebezpieczeństwa, włożył go
sobie do ust.
I wtedy się zaczęło. Wystarczyło, że
kubki smakowe chłopaka zaczęły pracować, a on momentalnie poczuł, jak coś pali
go od środka. Gałki oczne zarządziły niezwłoczną ewakuacje, kanadyjscy bogowie
piekła odtańczyli taniec wojenny. Gdyby nie wyjątkowe opanowanie i wrodzona
siła, pozwoliły siatkarzowi nie wpaść w panikę, czy też raczej szaleńczo rzucić
się na coś do picia. Z trudem przełknął ślinę, a potem zmusił się do uśmiechu.
− Bardzo dobre – wychrypiał słabo.
Asia prychnęła śmiechem, pokręciła
głową z udawaną dezaprobatą, a potem wróciła do swojego makaronu. Evans
odetchnął w duchu. Chyba nie zrobił z siebie całkowitego głupka, choć było
blisko. Na szczęście przez kolejne kilkanaście minut nie działo się już nic
niepokojącego. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Dziewczyna wydawała się
naprawdę dobrze bawić, a Sharone nawet dał radę przyzwyczaić się do
kontrowersyjnego smaku swojej potrawy. Po prostu zamiast zwracać uwagę na
palenie w gardle, skupił się na swojej towarzyszce.
Nie było to specjalnie trudne, bo
prawda była taka, że od samego początku tego spotkania, nie mógł oderwać od
niej wzroku. Wyglądała przepięknie w ciepłej, zielonej sukience, a dzięki
delikatnemu makijażowi i nieschodzącemu z twarzy uśmiechowi, tylko podnosiła
chłopakowi temperaturę.
− Czyli teraz na urodziny, tak? – zapytała, gdy siatkarz
uregulował rachunek i zaczęli się zbierać.
− Jak najbardziej – przytaknął. –
Choć już teraz ostrzegam – moi kumple są nieprzewidywalni.
− Coś już o tym wiem – prychnęła. –
Jeden z nich zorganizował nam tę „randkę”. – Zakreśliła w powietrzu cudzysłów.
− To to nie jest „randka”? −
Zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
Zgłupiała. Przekręciła głowę i
zamrugała szybko, jakby restartowała mózg. Przez kilka sekund wpatrywała się w
atakującego, aż w końcu uśmiechnęła się szeroko.
− A jest?
− Tak mi się wydaję. – Wzruszył
ramionami. „Głupek” skarcił się w myślach. „Znów wyskakujesz przed szereg. Jak
tak dalej pójdzie, to naprawdę uzna cię za idiotę”. – Przynajmniej biorąc pod
uwagę definicje i w ogóle… − próbował się nieudolnie tłumaczyć.
Zaśmiała się serdecznie, a potem
chwyciła Evansa za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. Gdy w końcu znaleźli się
na wyjściu, okazało się, że przestało padać. Sharone poczuł się zawiedziony –
parasol nie był już potrzebny.
„Daj spokój” odezwało się jego
serce. „Na co ci do cholery parasol?! Jesteście na randce, chwyć jej dłoń,
ściśnij i idźcie, trzymając się za ręce. Tak robią ludzie na randce!”
„To randka zaaranżowana przez
Brizarda” przypomniał trzeźwo mózg. „A więc nie jest do końca prawdziwą
randką”.
„Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?”
zdenerwowało się serce. „Zjedli razem obiad! Rozmawiali, śmiali się, a on nie
mógł oderwać od niej wzroku! Są sobie pisani, nie widzisz tego?!”
„Jakoś nie bardzo” prychnął mózg.
„Jak niby mają być sobie pisani po miesiącu znajomości?”
„Losy ludzkie są niezbadane” odparło
serce.
Mózg jedynie przewrócił oczami, a
potem sam sobie odłączył zasilanie. Widzą, że nie ma już nikogo z kim można by
się pokłócić, serce zrobiło to samo.
Shoe został sam.
− To… jak na razie podoba ci się
dzień? – zapytał, gdy spokojnie szli w kierunku przystanku.
− Jest… wspaniale – przyznała Asia.
– Naprawdę, dawno nie czułam się taka… spokojna? To chyba dobre słowo. Ostatnio
mam strasznie dużo na głowie.
Evans uśmiechnął nieznacznie. Wahał
się przez ułamek sekundy, ale w końcu chwycił dłoń dziewczyny i ścisnął
nieznacznie. Joasia nic nie powiedziała, jedynie spuściła wzrok, a na jej
policzkach pojawił się delikatny rumieniec.
− To chyba naprawdę randka –
szepnęła tak cicho, że chłopak ledwo ją usłyszał.
Zacisnął zęby. Co miał zrobić? Jak
zareagować? „Myśl, stary, myśl!” pogonił się w myślach. „Co mówił babcia Evans?
Ona przecież zawsze ma rację!”
„Idź na żywioł” wyobraził sobie
swoją babcię, siedzącą w fotelu, palącą fajkę i udzielającą rad wnukowi. „Mózg odpowiada
za oddychanie, wchłanianie i wydalanie, ale bez serca bylibyśmy tylko glonojadami.”
Odetchnął głęboko i w końcu wziął
się w garść.
No dobra, nie wziął. Przez całą
drogę do mieszkania Jędrka, bił się z myślami, zastanawiając się, co zrobić. Nie
odezwał się nawet słowem, jedynie co jakiś czas mocniej ściskał dłoń Joasi.
Dziewczynie chyba to nie przeszkadzało. Uśmiechała się delikatnie i wydawała
się po prostu cieszyć obecnością siatkarza.
Jednak w końcu stanęli przed
blokiem, w którym mieszkał Gruszczyński. Sharone musiał w końcu się odezwać.
− To… jesteśmy. – Nerwowo podrapał
się po głowie.
− Wchodzimy w paszczę lwa – zaśmiała
się. – Rozumiem, że wszyscy wiedzą o tym, że będę, prawda? – Odwróciła się do Kanadyjczyka.
Przytaknął mechanicznie, czując jak
jego serce przyspiesza gwałtownie. Dzieliło ich tylko kilka centymetrów. Mógł policzyć
piegi na nosie Polki, widział każdą rysę na jej ustach. Nie był wstanie zrobić
choćby pół kroku, ona zresztą też. Stali naprzeciw siebie, a świat wokół powoli
znikał.
I w tedy Shoe zrobił coś, czego
nikt, nawet on sam się nie spodziewał. Pochylił się nieznacznie i delikatnie
pocałował Asię. To było jedynie muśnięcie, ułamek sekundy, ale nagle tysiące fajerwerków
eksplodowało w jego ciele. Stracił zdolność logicznego myślenia.
Gdy w końcu się wyprostował, nie
miał pojęcia, co powiedzieć. Dotarło do niego, co zrobił. Ogarnęło go
przerażenie, zlękniony czekał na reakcje dziewczyny.
Ale ona też nic nie mówiła. Jedynie
zaszokowana wpatrywała się w chłopaka szeroko otwartymi oczami. Oddychała
płytko, jej ręce delikatnie drżały. Pobladła i w głowie Evansa pojawiła się
przeraźliwa myśl, że zaraz zemdleje.
Ewentualnie da mu w twarz. Co też było
możliwe.
− Chyba powinniśmy już iść – wychrypiała
w końcu. – Bo zaraz się spóźnimy.
Nieznacznie kiwnął głową. Ruszył
przed siebie. Znalazł odpowiednią klatkę i otworzył drzwi, przepuszczając Asię.
Tak, jak mówiła babcia Evans.
Jednak studentka nigdy żadnej rady
babci Evans nie słyszała. Zamiast pozwolić Evansowi wykonywać swoje obowiązki,
gdy tylko stanęła w progu, odwróciła się na pięcie, wspięła na palce, by szybko
pocałowała Sharona, wprawiając go w totalne osłupienie.
− Porozmawiamy o tym później –
szepnęła, a potem zniknęła w ciemności.
Zamrugał gwałtownie, ale na jego
twarzy powoli zaczął pojawiać się uśmiech.
− Zaczekam – powiedział, zamykając za
sobą drzwi.
Coś czuł, że ta impreza może być
jeszcze lepsza niż myślał.
Z wielką przyjemnością przedstawiam rozdział dziesiąty. Nie napisze o nim za wiele, bo jest już naprawdę późno. Przyznam jedynie, że długo zastanawiałam się nad ostatnią sceną. Stwierdziłam jednak, że raz kozie śmierć, czas pchnąć tę znajomość do przodu.
Ode mnie to tyle. Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze.
Pozdrawiam
Violin
PS Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? Bo ja osobiście jestem zauroczona tym szablonem.
PS Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? Bo ja osobiście jestem zauroczona tym szablonem.
Spodziewałam się rozdziału o imprezie. Nakręciłam się na to, więc czytając przygotowania i wcześniejszą randkę poczułam się lekko zawiedziona. Na szczęście pocałunek wszystko wynagrodził!
OdpowiedzUsuńSharone w końcu wziął się do roboty. Jednak pójście na żywioł bardzo mu się opłacało. Ja nie wiem on jest taki kochany, że czasami aż głupiutki, ale i tak go uwielbiam <3
Joasia jak szykowała się dla Sharona albo może na imprezę? W każdym bądź razie zachowywała się jak typowa dziewczyna. Milion ciuchów, ale nie ma co ubrać. Dobrze, że Sara i Radek jej pomogli, bo pewnie nadal stała by przed szafą i się zastanawiała.
Cóż mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się szybciej. Mam wrażenie, że zaniedbujesz to opowiadanie ;___; Muszę tyle czekać na rozdziały, a historia jest taka świetna.
Szablon bardzo przyjemny dla oka.
Pozdrawiam,
N