Asia przywitała się grzecznie, taksując wszystkich
uważnym spojrzeniem. Najstarszy w towarzystwie był Kuba Kowalczyk, pozostali
byli maksymalnie kilka lat starsi od studentki. Na stole stały miski z jakimiś
chrupkami, cola, a w lodówce na pewno czekało coś mocniejszego. Typowe
towarzystwo na typowej imprezie. Nic niebezpiecznego.
Pod warunkiem, że nie wzięło się poprawki na obcowanie
z siatkarzami. Bo w tym wypadku, gdzieś z tyłu głowy powinna zapalić się
czerwona lampka.
− Czy możemy już szykować garniaki na ślub? – zapytał
prosto z mostu Wrona, gdy tylko ostatni goście zajęli swoje miejsca, wokół
ławy. – Bo ja muszę sobie kupić nowy. Z poprzedniego wyrosłem. – Jęknął, z
cierpiętniczą miną wkładając sobie do buzi chrupkę.
Shoe przewrócił oczami, a Asia jedynie pokręciła
głową z udawaną dezaprobatą. Nerwowo zacisnęła palce na rogu kanapy i jeszcze
raz potoczyła wzrokiem po wszystkich przybył.
„Wrona, Brizard, Kwolek, Włodarczyk… Znajomy mi nie
uwierzą” pomyślała, zdając sobie sprawę z tego, z kim tak naprawdę siedzi. Kątem
oka spojrzała na Sharona, którego całkowicie pochłonęło analizowanie struktury
paluszka. Uśmiechnęła się nieznacznie gdy przypomniała sobie, co stało się
zaledwie kilka minut wcześniej.
„Pocałował mnie. A ja jego.”
− Ale Andrew ma rację – zawtórował środkowemu
Brizard. – W końcu nie ma lepszej przerwy w trakcie sezonu, jak ta na ślub. A
dla was to jestem gotów z samej Francji przylecieć!
− Będziemy pamiętać! – mruknął Evans, dolewając sobie
soku. Jednocześnie posłał Asi znaczący uśmiech.
Zarumieniła się mimowolnie, w myślach klnąc na czym
świat stoi. Co to wszystko miało oznaczać?
− Ja na waszym miejscu już zacząłbym myśleć o miejscu
na wesele – wtrącił się Kwolek. – W końcu między Kanadą, a Polską jest
kilkanaście tysięcy kilometrów. Ja wybrałbym bym jakąś barkę na środku oceanu.
Przynajmniej od razu odhaczycie miesiąc miodowy – zarechotał, za co oberwał poduszką
od siedzącej obok dziewczyny.
− Jesteście straszni – fuknęła niziutka blondynka. –
Musisz im wybaczyć. Za wiele razy oberwali piłką na treningu. Ogólnie to Hania
jestem. – Wyciągnęła dłoń w kierunku Joasi, a ta uścisnęła ją niepewnie. – A to
Ula i TIti, znaczy Teresa, ale jak ją tak nazwiesz, to będziesz się smażyć w
piekle.
− I to w specjalny vipowskim kotle – dodała Titi,
odgarniając z czoło rudą grzywkę. W czarnej kurtce i glanach, cokolwiek
wyróżniała się w towarzystwie, ale to nikomu nie przeszkadzało.
− Fajnie, że jesteś. – Ula posłała Joasi szeroki
uśmiech. Była zupełnym przeciwieństwem Teresy. Długie, brązowe włosy opadały
falami na jej ramiona, a przydługie kosmyki spięła spinką z kokardką. – Im nas więcej, tym mniejsze
prawdopodobieństwo, że ta banda coś zmaluje. – Kiwnęła głową na siedzącego obok
Janka Firleja, który najpierw zrobił obrażoną minę, a potem pochylił się i
cmoknął ją czule.
− Ja też się cieszę. – Asia upiła łyk soku który
chyba w założeniu miał być jabłkowy. – Skoro moja obecność zmniejsza ryzyko
zagłady całego świata, to cała przyjemność po mojej tronie.
Pozostałe dziewczyny wybuchnęły gromkim śmiechem.
− Gramy w Monopolu! – zarządził niespodziewanie
Grucha, a jego koledzy zawtórowali mu wesołymi okrzykami. Sekundę później na
stole leżała plansza, Wrona liczył pieniądze w banku, a Titi dyskutowała z Jędrkiem
o wyższości hot-doga nad deskorolką.
− Nie martw się. Jestem mistrzem Monopoly − szepnął konspiracyjnie Shoe, bo oczywiście
okazało się, że on i Asia są w jednej parze. – Zawsze wygrywam z siostrami.
− Może dlatego, że dają ci wygrać – prychnęła. – W
końcu jesteś ich małym braciszkiem.
Evans zamilkł gwałtownie i wlepił ogłupiały wzrok w
planszę.
− Oj, nie chciałam podważyć twoich zdolności! –
zaśmiała się dziewczyna, widząc obrażoną minę siatkarza. – Na pewno wygramy –
dodała i cmoknęła go w policzek.
Momentalnie wyprostował się jak struna.
− Andrzeju, podaj pieniądze – nakazał, tonem Juliusza
Cezara.
− Oczywiście, Sharonie. – Wrona nie mógł przegapić
okazji do wygłupów. – Czy reflektujesz również na wieżę Eiffla? Ewentualnie
proponują również rozważenie kandydatury buta.
− Weźmiemy wierzę – wtrąciła się Asia, widząc, że
Shoe już otwiera usta, by przedłużyć tę maskaradę.
Kanadyjczyk nie protestował. Pozostali również jakoś
doszli do porozumienia, więc w końcu mogli zacząć grać. Oczywiście nie obyło
się bez sprzeczek i wygłupów. Wojtek Włodarczyk oskarżał Andrzeja o podkradanie
pieniędzy z banku, Hania karciła Bartka za zbyt pochopne inwestycje, a Janek
Firlej w połowie rozrywki wylądował pod kanapą, szukając zaginionej bagietki. O
dziwo Sharone mówił racje i w całym tym zamieszaniu, udało im się z Asią
obrobić przeciwników z ostatnich dolarów. W końcu Wrona stwierdził, że na pewno
oszukują i w takim wypadku, on nie gra. Pozostali poparli jego decyzje. Gdy
zaprzestano, a towarzystwo dwójkami i trójkami, rozlazło się po całym
mieszkaniu. Ktoś włączył muzykę, ktoś wyjął z lodówki napoje bardzo nisko
alkoholowe, bo na nic innego siatkarski zawód nie pozwalał.
Asia została na kanapie. Z colą, bo wolała nie upijać
się w towarzystwie siatkarzy, obserwował, jak Evans i Brizardem dość nieudolnie
próbują grać w Twistera, co chwilę zaliczając przysłowiową glebę.
− Ty i Shoe, to tak na poważnie?
Wzdrygnęła się mimowolnie, gdy za nią, ni stąd ni
zowąd pojawił się Kuba Kowalczyk.
− Co masz na myśli? – Nerwowo zaczęła skubać róg
sukienki.
Środkowy dopił piwo i usiadł obok dziewczyny.
− To co słyszysz.
Przygryzła wargę. Zamyślony wzrok wlepiła w przestrzeń.
− Zależy, co kryje się w stwierdzeniu „na poważnie” –
mruknęła.
Powoli pokiwał głową. Westchnął głęboko, a potem sam
nalał sobie coli.
− Ile się znacie?
− Nieco ponad miesiąc.
− To niespecjalnie długo.
− Dlatego nie odpowiem na twoje pierwsze pytanie.
Jeszcze nie. Chyba, że chcesz bym nazmyślała.
Kuba nie odpowiedział. Bawił się plastikowym kubkiem
myśląc nad czymś intensywnie.
− To dobry chłopak – stwierdził w końcu. – czasami
trochę nierozgarnięty, ale dobry.
− Wiem – przytaknęła.
− Nie przejmuj się czasem. On tu jest najmniej ważny
– poradził. – Ty i Shoe… pasujecie do siebie. Wszyscy to widzą. Chłopaki sobie
żartują, ale tak naprawdę wszyscy trzymamy za was kciuki.
− To miłe. – Asia zaczerwieniła się mimowolnie. –
Dziękuję.
− Daj mu szansę – poprosił środkowy. – Znacie się
niedługo, ale będziecie szczęśliwi – powiedział jeszcze, a potem wstał i
odszedł w stronę kuchni.
Joasia została sama ze swoimi myślami. Pusty wzrok
wlepiła w podłogę. Słowa siatkarza nie dawały jej spokoju. „Pasujecie do
siebie… Daj mu szansę…”
Zrobiło jej się dziwnie słabo. Wstała powoli, a
potem, mając nadzieję pozostać niezauważona, wymknęła się na balkon.
Odetchnęła zimnym, listopadowym powietrzem. Potoczyła
wzrokiem po ciemnych uliczkach Warszawy. Potrzebowała tego, potrzebowała chwili
spokoju.
− Przeziębisz się.
Odwróciła się gwałtownie. W drzwiach stał zatroskany
Sharone. W jednej dłoni trzymał plastikowy kubek, a w drugiej płaszcz
dziewczyny.
− Jestem zahartowana – odburknęła, odwracając się z
powrotem do barierki.
− Przynajmniej narzuć to na siebie. – Evans założył
kurtkę na ramiona dziewczyny. – Musisz być w pełni sił, za kilka dni gramy
mecz.
Nic nie odpowiedziała. Przez kilka długich chwil
stali w zupełnej ciszy, nawet na siebie nie patrząc.
− Chyba musimy porozmawiać – zaczął niepewnie
Sharone.
Asia drgnęła nieznacznie.
− O tym, co się stało?
− A mamy jakiś inny temat?
Westchnęła cicho. Powoli odwróciła się w stronę
chłopaka. Spojrzała w jego oczy. Nie potrafiła rozczytać emocji. Żal? Nadzieja?
Poczucie winy? Nie uśmiechał się, mierzył dziewczynę uważnym wzrokiem, w
napięciu czekając na jej reakcje.
Ale ona nie wiedziała, co ma powiedzieć. Jej serce
biło, jak oszalałe, nie potrafiła skupić myśli. Cały czas odtwarzała się, to co
się stało kilka godzin temu i próbowała dojść do jakiś logicznych wniosków.
− Poznaliśmy się miesiąc temu – powiedziała w końcu.
– Tak naprawdę prawie się nie znamy…
− Lubisz koty – rzucił bezmyślnie Evans, a Asia
mimowolnie prychnęła śmiechem. – Nawet bardziej niż lubisz. I lody pistacjowe.
Jesteś z Krakowa. I studiujesz na Politechnice. Mogłaś wybrać Rzeszów, ale
wolałaś Warszawę. Uwielbiasz Stephana Antigę, choć nadal nie powiedziałaś mi
dlaczego.
Pokręciła z niedowierzaniem głową.
− Zapamiętałeś.
− Nie zapomniałbym.
− Dlaczego?
− Nie wiem – wzruszył ramionami.
− A wiesz dlaczego mnie pocałowałeś?
Zawahał się, ale powoli pokręcił głową. Jednocześnie
zrobił krok w stronę dziewczyny, jakby bojąc się, że zaraz ucieknie. Mimochodem
obejrzał się za siebie. Nikt jeszcze nie zauważył ich zniknięcia. Mogli
spokojnie rozmawiać.
− A dlaczego to pocałowałaś mnie? – zapytał.
Zacisnęła zęby.
Oparła się o barierkę i skrzyżowała ręce na piersi.
− Nie mam pojęcia, co tym myśleć – przyznała.
− Ja też nie – wzruszył ramionami. – Podobno myślenie
nie jest moją mocną stroną.
Z cichym świstem wypuściła powietrze. On naprawdę
żartował? W takiej chwili? Kiedy ona nie jest wstanie sklecić jednego
logicznego wniosku.
− Daj spokój – fuknęła. – Musimy to ogarnąć. Chcę
wiedzieć na czym stoję.
Przewrócił oczami, a potem zrobił coś czego
zdecydowanie się nie spodziewała, a przynajmniej nie teraz. Chwycił ją za
ramiona, przyciągnął do siebie i pocałował. Tak po prostu, jak gdyby nigdy nic.
Zszokowana, najpierw zamarła, ugięły się pod nią kolana, zrobiło jej się słabo.
Zaraz jednak przypomniała sobie słowa Kuby. „Daj mu szansę. To dobry chłopak”.
Oddała pocałunek.
Był inny niż ten poprzedni. Bardziej pewny, bardziej
namiętny. Obydwoje wiedzieli czego chcą i nic nie mogło im w tym momencie
przeszkodzić. Żaden deszcz, żaden koniec świata, nawet Wrona za oknem się nie
liczył. Byli tylko oni.
− Może jednak porozmawiamy – wychrypiała Asia, gdy w
końcu oderwali się od siebie.
− Co chcesz wiedzieć? – zapytał zupełnie spokojnie
Sharone. Nie wypuścił dziewczyny z objęć, jakby bojąc się, że mu ucieknie.
− Wszystko – szepnęła.
Pokiwał głową. Mówił cicho, nie spuszczając wzroku z
twarzy studentki, patrząc prosto w oczy Joasi.
− Zależy mi na tobie – wyznał. – Wiem, że to brzmi
dziwnie, bo nie znamy się jakoś bardzo długo, ale… − przełknął głośno ślinę. –
Ale nigdy nie czułem się tak, jak dzisiaj.
− Rozumiem – przytaknęła. – Nie mogę nie rozumieć, bo
czuję dokładnie to samo.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Na początku
słaby, z każdą kolejną sekundą robił się coraz szerszy, gdy chłopak uświadamiał
sobie, co właśnie usłyszał.
− Naprawdę? Nie żartujesz?
− Jestem całkowicie poważna. – Na potwierdzenie
swoich słów, wspięła się na palce i delikatnie pocałowała chłopak. – To
zupełnie wariactwo, ale dlaczego mielibyśmy sobie nie dać szansy. Tak po
prostu.
− Tak po prostu? – Uniósł pytająco brew.
− Na spokojnie – wyjaśniła. – Bez poważnych
deklaracji. Z motylkami w brzuchu i z spontanicznymi wypadami na lody.
− W listopadzie?
− Dżizas…
− Okej, rozumiem o co chodzi! – roześmiał się głośno.
– Czyli… mogę cię tak po prostu przytulić i nie będziesz bardzo zdziwiona.
− Cały czas mnie przytulasz – zauważyła.
Pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, ale jeszcze
mocniej przytulił dziewczynę.
− A ty? Co o mnie wiesz? – rzucił niespodziewanie,
chowając twarz w jej włosach.
Prychnęła śmiechem.
− Przecież mówiłam, że sporo – mruknęła. −Od czego jest
wujek Google.
− Na przykład?
− Masz dwie starsze siostry – zaczęła, opierając
głowę tors chłopaka. – Jedna, Thea, też gra w siatkówkę. Zaczynałeś od kosza,
ale przyszedł kiedyś na jej trening i stwierdziłeś, że przerzucisz się na siatkę.
A w ogóle to urodziłeś się Scarborough i
za nim zacząłeś grać w reprezentacji, to twoja wiedza o światowej siatkówce była
mniejsza od mojej. A ja grałam co najwyżej w szkole – zakończyła, uśmiechając
się kpiąco. – Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
− Nie, dzięki, na razie wystarczy – prychnął. –
Ciekawe, ile będziesz wstanie wyczytać z Internetu za pięć lat, skoro już teraz
jest tam tyle informacji.
− Wtedy chciałabym cię znać już na tyle dobrze, by
nie musieć używać wyszukiwarki – szepnęła.
Uśmiechnął się nieznacznie i czule pocałował ją w
czoło.
„No nareszcie!” zupełnie niespodziewanie jego serce
znów postanowiło wkroczyć do akcji. „Ileż można było czekać?!”
„Cały miesiąc” spokojnie odpowiedział mózg. „Zauważ,
że to stosunkowo krótko, jak na siatkarskie warunki. Stephanowi Antidze zajęło
to osiem lat.”
„Skąd niby to wiesz?”
„ Z Internetu. Nie tylko Asia go używa.”
„Dobra, nie ważne.” Tym razem serce nie zamierzało
ciągnąć bezsensownej dyskusji. „ W każdym razie, musimy urządzić imprezę! Mamy
dziewczynę!”
„Shoe ma, nie my” Mózg nie był aż taż bardzo
rozentuzjazmowany.
„Ale my to Shoe! Mamy dziewczynę, mózg, nie
przesadzaj, musimy się cieszyć!” wykrzyknęło serce, a potem zaczęło tańczyć
kankana, w rytm łupanki dochodzącej ze środka mieszkania.
„Niech ci będzie” westchnął mózg. „Załóżmy, że
obydwoje się cieszymy, ale teraz dajmy im spokój. To nie jest czas na nasze
kłótnie” dodał, a potem wyłączył się. Serce poszło w jego ślady.
− Wszystko w porządku? – zapytała Asia, widząc, że
atakujący wpatruje się w przestrzeń nieprzytomnym wzrokiem.
Chciał coś odpowiedzieć, ale w tym momencie ktoś głośno
zapukał w drzwi balkony.
− Hej, gołąbeczki, żyjecie tam! – Po drugie stronie
stał szczerzący się głupkowato Andrzej. – Właźcie do środka, bo zaraz zamarzniecie!
Wymienili roześmiane spojrzenia, ale posłusznie
wykonali polecenie. Robiło się już naprawdę zimno.
Jednak do środka weszli trzymając się za ręce, a tuż
za progiem Sharone jeszcze ostatni raz pochylił się i pocałował Asię.
Tak, by wszyscy to widzieli. W końcu byli razem,
prawda?
Majówka w pełni, więc ja z wielką przyjemnością przedstawiam rozdział jedenasty. Pisało mi się go wyjątkowo przyjemnie i mam nadzieję, że i wam przypadł do gustu. Z niecierpliwością czekam na komentarze, bo niestety trochę to na tym blogu kuleje
W każdym razie pozdrawiam i do następnego.
Violin
No i bardzo fajnie, że jest ta majówka to przynajmniej dodajesz tutaj częściej :D
OdpowiedzUsuńImpreza potoczyła się zgodnie z moimi ukrytymi oczekiwaniami. Miałam nadzieję, że goście wpłyną jakoś na Asię i przekonają ją jeszcze bardziej do Sharona. Oczywiście zrobili to. Wiele ludzi prowadziło z nią 'dydaktyczne' rozmowy na temat wspaniałości Kanadyjczyka, ale nie mogło się to równać z samym chłopakiem, który ostatnio przechodzi przełom.
Stary bojaźliwy Sharon poszedł w kąt i dzięki temu mamy Sharona, który postanawia walczyć o swoje. Pierwszym i głównym celem była Asia, z którą poradził sobie zaskakująco dobrze. Jego nagłe pocałunki działają cuda. Czyżby był dobry w te klocki, hmmm? Fajna byłą ta rozmowa na balkonie, dzięki której wszystko stało się jasne.
A&S razem! Już słyszę kościelne dzwony!!! Ogólnie to kocham chłopaków z drużyny za rady dotyczące ślubu. Były przekomiczne XDDD
Skoro teraz mamy związek to też nie będzie łatwo. Zobaczymy co tam szykujesz dla tej uroczej parki.
Dzięki za rozdział,
N