Ariana dla WS | Blogger | X X

15 maj 2018

Rozdział 12


Asia niechętnie otworzyła jedno oko. Spojrzała w prawo, w lewo, a potem jęknęła przeciągle i odwróciła się na drugi bok.
− Chyba pora wstawać, śpiąca królewno.
Przez podświadomość dziewczyny przedarł się czyjś miły głosik. Zignorowała go, ale gdy ktoś złożył na jej czole delikatny pocałunek, musiała w końcu się obudzić.
− Dlaczego nade mną wisisz? – zapytała, widząc Sharone, który pochylał się zaledwie kilka centymetrów nad jej twarzą.
− Sprawdzam tylko czy żyjesz. – Wzruszył ramionami chłopak.
Studentka prychnęła kpiąca, a potem niechętnie usiadła. Nieprzytomnym wzrokiem rozglądnęła się wokół, próbując przypomnieć sobie, co takiego stało się w czasie ostatnich kilku godzin. Nadal była w mieszkaniu Jędrka Gruszczyńskiego, ale impreza już się skończyła. Do salony wpadały promienie porannego słońca, na dywanie zasychała plama po soczku względnie pomarańczowym, a Andrzej Wrona…
− Ej, dlaczego Wrona ślini moje buty! – Zdegustowana spojrzała na śpiącego na podłodze środkowego, który za swoją ukochanego misia uznał balerinki Aśki.
Shoe z zakłopotaniem podrapał się po głowie.
− Tak jakoś wyszło… − Uśmiechnął się przepraszająco. – Hej, ciesz się, że przynajmniej nie masz ich na nogach. Wtedy mogłoby być cokolwiek niezręczne.
Przewróciła oczami, ale na jej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Przeczesała dłonią rozczochrane włosy i krytycznym wzrokiem zmierzyła swoje pogniecione ubranie.
− Zasnęłam? – zapytała, choć doskonale znała odpowiedź. – Na imprezie?
− Gdzieś między kolejną partią Monopoly, a Rumikubem. Ale spoko, nie ty jedyna – pocieszył ją Evans. – Jak dziwisz Andrew też śpi. A Brizard wyszedł dosłownie przed chwilą. I pomyśleć, że żaden z nich nie tknął nawet grama alkoholu.
Niepewnie pokiwała głową. Choć sama też nie miała do czynienia z procentami, to dopiero teraz zaczęła przypominać sobie wszystkie zdarzenia z poprzedniego dnia.
− Czekaj, bo myślę. – Uniosła uciszająco dłoń, Sharone nie zamierzał nic powiedzieć. – Czy my się wczoraj całowaliśmy?
− Tak i to nawet kilka razy – przytaknął.
− A doszło do czegoś więcej? – Posłała atakującemu znaczące spojrzenie, a ten zarumienił się mimowolnie.
− Nie, zdecydowanie nie! – zaprzeczył gwałtownie. – My tylko… całowaliśmy się… i przytulaliśmy… nic wielkiego – dodał.
Prychnęła śmiechem. Przeciągnęła się leniwie i  końcu niechętnie wstała z kanapy. Rozglądnęła się jeszcze raz i zaskoczona stwierdziła, że czegoś jej brakuje.
A raczej kogoś.
− Gdzie zgubiliśmy gospodarza?
− Śpi u siebie. Jak będziemy wychodzić, to mamy nie hałasować, wpisać się na listę i pod żadnym pozorem nie stawać na czwartym stopniu od góry.
− Dlaczego?
− A bo ja wiem? – wzruszył ramionami. – Takie dostałem instrukcje. Ewakuujemy się? Bo zaraz twoje buty przestaną nadawać się do użytku.
Asia przytaknęła szybko. Z obrzydzeniem wyjęła balerinki spod głowy Andrzeja, przetarła je szmatką, włożyła na stopy, a potem okręciła wokół siebie.
− Chyba jest okej – mruknęła krytycznie. – Którą mamy godzinę? 
− Dochodzi dziewiąta, a co?
− Wypadałoby zjeść śniadanie, co nie?
− A mogą być lody?
Przekrzywiła nieznacznie głowę i zmierzyła siatkarza zaskoczonym wzrokiem.
− Lody? W listopadzie?
− Niby o czym wczoraj mówiliśmy?
Uśmiechnęła się szeroko, przypominając sobie rozmowę na balkonie. Podeszła do Evansa, wspięła się na palce i szybko pocałowała chłopaka. Ten objął ją ramieniem, pogłębiając pocałunek. Zarzuciła mu ręce na szyję i przymknęła oczy, rozkoszując się tą chwilą, jednak nagle…
− Gdzie są moje jednorożce…?
Wydany przez Wronę jęk, gwałtownie sprowadził parę na ziemię. Środkowy mruknął coś jeszcze pod nosem, a potem odwrócił się na drugi bok, wtulił twarz w puchowy dywan, a potem znów zapadł głęboki sen.
Asia i Shoe wymienili zdezorientowanie spojrzenia. Na wszelki wypadek ubrali się szybko i opuścili mieszkanie, zanim Wrona oskarżył ich o kradzież garnka ze złotem elfów.
Albo czegoś podobnego.
Gdy znaleźli się przed blokiem, Evans chwycił dziewczynę za rękę, a potem z przepełnionym dumą uśmiechem zaczął prowadzić ją w sobie tylko znanym kierunku.
− Ale masz jakieś chociaż blade pojęcie, gdzie tu może znajdywać się lodziarnia, co? – zapytała w końcu Aśka, gdy po dziesięciu minutach marszu, nadal nie zjedli śniadania, a jej zaczęło burczeć w brzuchu.
− Nie mam pojęcia – przyznał szczerze atakujący. – Nie możemy się tak po prostu przespacerować?
Przewróciła oczami. Mogła to wcześniej przewidzieć. W normalnej sytuacji byłoby to nawet miłe, ale w tym momencie jej organizm miał tyko jedno na myśli:
JEŚĆ!
− Przespacerujemy się potem – warknęła. – Najpierw dostarczysz mojemu organizmowi kalorii, węglowodanów i co to tam jeszcze jest w jedzeniu.
Parsknął śmiechem, ale posłusznie przyspieszył tempo. Na jego szczęście dosłownie za następnym zakrętem ich oczom ukazał się szyld lodziarni.
− Zaczekaj chwilę – poprosił, zatrzymując się przed drzwiami. – Wrócę za sekundę.
Joasia zmarszczyła brwi. Chciała zaprotestować, w końcu chodziło o lody, jednak widząc błagalne spojrzenie siatkarza, odpuściła. Oparła się jedynie o murek i szybkim skinięciem głowy, kazała mu robić to, co zaplanował.
Sharone podskoczył wesoło i zniknął w sklepie. Pojawił się chwilę później, trzymając w dłoniach dwa rożki i szczerząc się od ucha do ucha.
− Mam pistacjowe, twoje ulubione. – Z dumą wręczył studentce jedną z porcji.
Parsknęła śmiechem. Wspięła się na palce, szybko pocałowała chłopaka w policzek, a potem prawie rzuciła się na lody.
− I to właśnie chodziło. – Uśmiechnęła się błogo. – Dobre lody z samego rana nigdy nie szkodzą. Nawet w listopadzie.
− Coś w tym jest – przytaknął Shoe. – Jak będziemy w Toronto, to zabiorę cię do lodziarni mojego dalszego kuzyna. Robi najlepsze lody toffi na calutkim świecie!
Zamrugała szybko. Przekrzywiła nieznacznie głowę i spojrzała na siatkarze ogłupiałym wzrokiem.
− Zamierzasz zabrać mnie do Toronto?
− A dlaczego by nie? – Wzruszył ramionami. – Ja już widziałem Kraków, Warszawę znam, a ty w Kanadzie jeszcze nie byłaś.
− To prawda. I prawda jest taka, że zawsze chciałam ją zobaczyć.
− W takim razie serdecznie zapraszam. – Chwycił Asię za rękę i leniwym krokiem ruszyli przed siebie. – Jest szansa, że w najbliższym sezonie będziemy mieć w Ottawie turniej Ligi Narodów, to mogłabyś przyjechać i mi pokibicować.
− A co zrobię, jak będziecie grać z Polakami? – zapytała podchwytliwie.
W zamyśleniu podrapał się po brodzie. Przestąpił z nogi na nogę, przygryzł wargę, aż w końcu szczęśliwie pstryknął palcami.
− Ubierzesz się na biało-czerwono. Będzie uniwersalnie, co nie?
Prychnęła kpiąco, jednak na jej twarzy pojawił się pobłażliwy uśmiech. Sharone  naprawdę wydawał się być zachwycony faktem, że dziewczyna odwiedzi go w rodzinnym kraju, za to ona doskonale wiedziała, że do wakacji zostało jeszcze mnóstwo czasu i wszystko się mogło zdarzyć.
Usiedli na pobliskiej ławce. Robiło się coraz chłodniej, ale im to nie przeszkadzało. Evans objął Asię ramieniem, a ona oparła głowę na jego piersi i przymknęła oczy.
− Pewnie wyglądamy jak para z taniego romansidła – mruknęła.
Parsknął śmiechem i czule pogłaskał studentkę po włosach.
− Może powinniśmy zacząć grać w filmach? – zaproponowała. – Myślę, że w Hollywood dwumetrowi aktorzy  zawsze są w cenie.
− Oczywiście. Tak samo jak rudawe aktorki. – Zaśmiał się, czochrając jej włosy.
− To słoneczny blond! – fuknęła. – Zresztą, rude aktorki osiągają rekordy popularności. W końcu każdy chciałby grać u boku takiej piękności jak ja. −Odrzuciła włosy do tyłu.
− Jak tam nasze gołąbeczki?!
Shoe chciał coś jeszcze dodać, ale w tym momencie, jakby znikąd, za nimi pojawiły się Jola i Sara. Na widok swoich przyjaciółek, Asia przeklęła w myślach ( w końcu , jak można przerwać tak sympatyczną rozmowę!), ale uśmiechnęła się krzywo.
„Urwę wam łby później” obiecała sobie. „Jakbyście ten jeden raz nie mogły mnie nie zauważyć.”
− Co tu robicie? – warknęła, odwracając się niechętnie. – Bo nie wmówicie mi, że wyszłyście na spacer i „przez przypadek zabłądziłyście” – zakreśliła w powietrzu cudzysłów.
− Oczywiście, że nie! – Przewróciła oczami Sara. – Tej tutaj znów zepsuł się aparat. A w Internecie wyczytała, że jakieś pięćset metrów stąd, jest jedyny w Warszawie serwis, który naprawia taki przedpotopowy sprzęt. Jakby nie mogła w końcu kupić czegoś nowszego.
− Alfred jest jedyny i niepowtarzalny! – oburzyła się Jola. – Ma dusze. – Czule pogłaskała wiszący na szyi aparat, który zdecydowanie pamiętał erę polowania na mamuty.
− Mogę zobaczyć? – Do rozmowy włączył się Shoe. Czuł się cokolwiek nieswojo, będą ignorowanym przez dziewczyny, a dodatkowo chciał się choć trochę przypodobać kumpelom Asi. W końcu od początku trzeba pracować na swoje dobre imię.
− Jak najbardziej! – Jola uśmiechnęła się szeroko. – Tylko ostrożnie, jest bardzo delikatny. – Podała chłopakowi aparat, a ten chwycił go lekko drżącymi rękami i oglądnął uważnie, z miną osoby, która cos tam wie o takim sprzęcie.
Choć prawda była taka, że zupełnie się na tym nie znał.
− Jest bardzo… fajny – stwierdził w końcu, co spotkało się z kpiącym prychnięciem Aśki. – Pewnie fajnie się nim robi zdjęcia.
− Wychodzą cudne. – Jola przybrała błogi wyraz twarzy, a potem zwróciła się do Sary. – Widzisz, w końcu ktoś docenia Alfreda!
Sara już otwierała usta, by odpowiedzieć, jednak Joasia szybko jej to uniemożliwiła.
− Czy przypadkiem nie powinnyście gdzieś iść?
− Przecież nie przegapiłybyśmy okazji, by podrażnić naszą parkę gołąbeczków. W końcu muszę być pierwszą osobą, która wyłapie ewentualne przejawy waszego wzajemnego uczucia.
− W taki razie proszę bardzo – warknęła Asia, a potem chwyciła Sharona za kurtkę, przyciągnęła do siebie i pocałowała namiętnie. Chłopak na początku nie za bardzo załapał, o co chodzi, ale po kilku sekundach, wplótł dłonie we włosy studentki, pogłębiając pocałunek.
− Zadowolona? – fuknęła Janicka, gdy w końcu oderwali się od siebie.  
Sara zamrugała szybko. Przez kilka sekund na jej twarzy malowało się szczere zaskoczenie, ale po chwili wyszczerzył się głupkowato.
− Możemy iść naprawiać aparat! – Chwyciła Jolę pod rękę i nie zważając na jej gwałtowne protesty, odciągnęła w bliżej nieokreślonym kierunku.
− Potrafią być naprawdę irytujące – mruknęła Aśka, odprowadzając przyjaciółki wzrokiem. – To na czym skończyliśmy?
− Pocałowałaś mnie – wydukał lekko ogłupiały Sharone.
− Oczywiście – wzruszyła ramionami. – I to nie pierwszy raz. Chyba powinieneś się przyzwyczajać.
Mechanicznie pokiwał głową i uśmiechnął się nieznacznie.
− To znaczy, że po najbliższym meczu też mnie pocałujesz?
− Pewnie! – Prychnęła. Następnie wspięła się na palce i spojrzała prosto w oczy siatkarza. – Od teraz będę cię całować po każdym mecz. Zgoda? – szepnęła kokieteryjnie.
Nerwowo przełknął ślinę. Na skórze pojawiła się gęsia skórka.
− Jak najbardziej – wychrypiał. – Myślę, że możesz nawet przed meczami.
***

Sharone przeczesał dłonią  włosy, odetchnął głęboko, a potem niechętnie pchnął drzwi do szatni. Powoli zaglądnął do środka, modląc się w duch, by być pierwszym zawodnikiem. Po imprezie u Gruchy, nie konfrontował się jeszcze z kolegami, a doskonale wiedział, że cała akcja z Asią, nie obeszła się bez echa. Wolał psychicznie przygotować się na bliskie spotkanie z Andrzejem Wroną, tudzież Wojtkiem Włodarczykiem. Ewentualnie z obydwoma. Ale tego najprawdopodobniej by nie przeżył.
Na szczęście jego modły zostały wysłuchane. Szatnia była pusta. Wsunął się do środka i z westchnieniem ulgi usiadł na drewnianej ławce. Przez kilka sekund nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w ścianę, ale po chwili gwałtownie pokręcił głową, wyjął z torby buty i zaczął się przebierać. Pogwizdywał przy tym wesoło, czując się coraz pewniej. Jeśli udałoby mu się przebrać, za nim pojawią się pozostali, to mógłby uciec na halę, za nim ktoś go dopadnie i zacznie zadawać niewygodnie pytania.
Był więc bezpieczny. A przynajmniej tak mu się wydawało.
− Dlaczego się skradałeś?
Zamarł, z sznurówka w jednej dłoni i ochraniaczami na kolana w drugiej. Przełknął głośno ślinę, a potem odwrócił się powoli. Stephane Antiga opierał się nonszalancko o framugę drzwi, uśmiechał się pobłażliwie i mierzył atakującego uważnym spojrzeniem.
− Wcale się nie skradałem – próbował nieudolnie tłumaczyć się Evans, choć doskonale wiedział, że to niewiele da. Antiga świetnie czytał ludzi i co jak co, ale przed nim nic nie można było ukryć.
− Gdybyś się nie skradał, nie stałbyś przez dziesięć minut przed drzwiami, podsłuchując, co się dzieje w środku – zauważył trzeźwo mężczyzna. – Chodzi o dziewczynę, prawda? Przyznaj, że coś zepsułeś i chłopaki chcą ci teraz urwać łeb.
− Nic nie zepsułem! – Shoe poderwał się na równe nogi. – Wręcz przeciwnie – dodał, widząc niedowierzające spojrzenia trenera.
− Wręcz przeciwnie? Mam poznać szczegóły, czy lepiej nie?
Evans zaczerwienił się gwałtownie. Odchrząknął nerwowo, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
− Tak naprawdę, to nic wielkiego się nie stało – mruknął. – Chłopaki pewnie będą chcieli poznać całą historię…
− Ale ja niekoniecznie muszę je znać – dokończył za niego Antiga. – Spoko, tylko powiedz mi, czy mogę na ciebie liczyć w nadchodzących meczach?
Sharone z zakłopotaniem podrapał się po głowie. Zaraz jednak na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Przypomniał sobie, jak poprzedniego dnia, Asia zapewniała go, że teraz to na pewno będzie pojawiać się na każdym meczu.
„Będę musiał załatwić jej koszulkę z moim nazwiskiem” pomyślał mimowolnie. „ I to jak najszybciej. W końcu trzeba zadbać o właściwy doping.”
− Oczywiście, że tak! – zapewnił trenera. – I postaram się grać na sto dwadzieścia procent.
− I o to chodzi! – Stephane poklepał atakującego po plecach i już chciał wyjść, jednak w ostatniej chwili odwrócił się i posłał atakującemu ciepły uśmiech. – Jeśli potrzebowałbyś pomocy, to pamiętaj, że do mnie zawsze możesz przyjść – powiedział, a potem zniknął za drzwiami.
Sharone przytaknął odruchowo. Wiedział to doskonale, ale na razie nie musiał korzysta z propozycji trenera.
Wszystko układało się idealnie.


Na początku bardzo chcę przeprosić za opóźnienie, ale najpierw z przyczyn technicznych usunęła mi się większa część rozdziału, a potem miałam zastój weny i kompletnie nie wiedziałam, o czym napisać. Nadal uważam, że jest on cokolwiek nijaki, ale mam nadzieję, że wam przypadł do gustu. 
Ode mnie to tyle. 
Pozdrawiam
Violin

2 komentarze:

  1. Widzę, że ktoś tu lubi słowo 'cokolwiek' XDDD hahaha
    Przeczytałam rozdział w przerwie sprzątania :) czekam aż wyschnie podłoga żeby działać dalej i powiem Ci, że był to bardzo miły przerywnik. Zżyłam się z tą historią, dlatego zawsze na nią czekam.
    Czyli można już chyba powiedzieć, że Sharone i Asia są razem :) Te obietnice pocałunków były mega słodkie <3 jeszcze lepsza propozycja wyjazdu do Kanady. Mam nadzieję, że Asia pojedzie tam jako narzeczona siatkarza i pozna jego rodzinkę. W końcu wszyscy czekamy na ich wesele, c nie? :D
    Najlepsze jednak lody w listopadzie! Sharone Ty to masz łeb. Proszę zabierz mnie z wami. Aż zrobiłaś mi smaka, tyle że u nas jest maj i w sumie prawie lato, a u nich szaleje późna jesień. Co nie zmienia faktu, że Evans ma taki gust jak ja i lody to najlepsza rzecz!
    Pytanie brzmi dlaczego Andrzej Wrona ślinił buty Asi? Hahahah porządnie uśmiałam się z fragmentu pobudki po imprezie. Musiało być mocno :DDD
    W takim razie wracam sprzątać, ale czekam na następny rozdział. Proszę nie zaniedbywać tego opowiadania, bo ja to czytam i jestem wierną fanką tej uroczej polsko-kanadyjskiej parki :))))
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka!
    Mam prośbę,bo wiem że czytać mojego bloga.
    http://sonda.hanzo.pl/sondy,273880,Nal5.html
    Mogę prosić o głos na "Let Her Go"?

    OdpowiedzUsuń