− Shoe, pospiesz się, bo się jeszcze spóźnimy! – Asia
nerwowym ruchem ręki pogoniła Sharona, który wlókł się kilka metrów za nią. –
Ceremonia zaraz się zacznie, a kuzynka mnie zabije, jak wpadniemy spóźnieni. Jest
pod tym względem straszna, wszystko musi mieć zapięte na ostatni guzki inaczej
wariuje. – Nawijała jak mała katarynka. – Trzy razy do mnie dzwoniła, czy na
pewno będziemy i czy ty przyjdziesz, i ile masz wzrosty, żeby się przypadkiem
nie okazało, że skopiesz kogoś przy stole. Jak jej wparujemy w połowie ślubu,
to urwie nam łby, a potem przyszyje i urwie ponownie. Ja jeszcze nie chcę
umierać, Shoe!
− Spokojnie, mamy ponad kwadrans zapasu – próbował
uspokoić ją Evans. – Czy naprawdę musiałem założyć to coś? – jęknął, poprawiają
granatowy krawat.
− Tak musiałeś – warknęła. – Idziemy w końcu na ślub.
Mojej kuzynki. Od strony ojca. Czyli, że pojawi się ta bardziej irytująca część
rodziny. Jakoś musimy wyglądać. Ja na przykład musiałam ubrać szpilki. Szpilki,
rozumiesz?!– Z obrzydzeniem spojrzała srebrne buciki.
− Spokojnie, złapię cię – mruknął Sharone. – Ej,
przynajmniej teraz nie wyglądasz przy mnie jak krasnoludek.
– Bardzo
śmieszne. – Posłała atakującemu mordercze spojrzenie.
− Ja czuję się jak pies na smyczy! – Chłopak uniósł
ręce w obronnym geście.
Bezmyślnie parsknęła śmiechem.
− Wiem, że to niezbyt wygodne, ale pocieszę cię, że
na weselu ty zdejmiesz krawat, a ja zmienię obuwie.
− I to jedyne, co trzyma mnie przy życiu – burknął.
Zaraz jednak wyprostował się dumnie i odruchowo wygładził koszulę. Zorientował
się bowiem, że znaleźli się już pod kościołem, a to oznaczało tylko jedno –
niechybne spotkanie z rodziną swojej partnerki.
− Usiądziemy z tyłu – poinstruowała go Asia, gdy
szybko wspinali się po marmurowych schodach. – Tak żeby przypadkiem nikt nie
wpadł na pomysł, by już zawracać nam głosy.
− I żebym nikomu nie zasłaniał – dodał Evans. – Bo od
razu będę miał na pieńku, z którymś wujkiem.
Janicka odruchowo parsknęła śmiechem. Chwyciła
atakującego za rękę i razem, starając się pozostać niezauważeni, przemknęli do
ostatniej ławki. Kościół był dość spory i wypełniony prawie po same brzegi.
Shoe szybko zorientował się, że ma do czynienia z jednym z tych ślubów, na
który zaprasza się wszystkich możliwych wujków, kuzynów i w ogóle każdego, kogo
choć raz widziało się na oczy.
− Cieszę się, że jednak zgodziłeś się ze mną przyjść
– szepnęła Joasia, gdy już spokojnie siedzieli w kącie kościoła. – Sama bym
tego nie zdzierżyła.
− Jak mógłbym się nie zgodzić? W końcu jesteś moją
dziewczyną, nieprawdaż? – Delikatnie pogłaskał Joasię po policzku, a ona
uśmiechnęła się nieznacznie. W miętowej sukience i szarym płaszczu, który był
konieczny ze względu na styczniową pogodę, prezentowała się wyjątkowo pięknie,
co oczywiście nie umknęło siatkarzowi.
− Mogłeś na przykład stwierdzić, że moja rodzina to
banda wariatów i nie zamierzasz mieć nimi nic wspólnego – zauważyła. –
Szczególnie po tym, jak mój tata groził ci z modelu dwururki, a mama zaprzęgła
do wieszania firanek. A potem kazała śpiewać kolędy. Po polsku. I uczyła
wymawiać wszystkie „sz” i „cz”. – Nieudolnie próbowała naśladować sposób
wymawiania przez siatkarza tych wyjątkowo trudnych głosek, ale zamiast tego
tylko się opluła.
− Jak widać nie przestraszyłem się ich, więc chyba
nie jest jeszcze ze mną tak źle – zaśmiał się, chusteczką wycierając
dziewczynie podbródek. – Choć to nie oznacza, że nie boję się, jak przyjmie
mnie pozostała część rodziny. – Nerwowo rozglądnął się wokół. Już czuł na sobie
zaciekawione spojrzenia innych gości, głównie młodszej części, która także wybrała
miejsce z tyłu. Już bał się tego co będzie, gdy dojdzie do konfrontacji z wszystkimi
wujkami, ciotkami i w ogóle starszą częścią społeczeństwa.
− Trochę wyróżniam się z tłumu… – mruknął, garbią się
odruchowo. – I to niekoniecznie wzrostem.
− Daj spokój – fuknęła Asia. – Jeśli ktoś będzie
czepiał się tego skąd jesteś albo jaki masz kolor skóry, to osobiście mu
przywalę – zagroziła. − Przynajmniej te obcasy się do czegoś przydadzą.
Mimowolnie parsknął śmiechem. Chciał coś jeszcze
powiedzieć, ale w tym momencie rozbrzmiały organy i zaczął się ślub.
Ceremonia była wyjątkowo nudna, więc żeby ją jakoś
przetrwać, Shoe skupił swe myśli na siedzącej obok dziewczynie. Równie znudzona
Asia, oparła głowę na jego ramieniu i nieznacznie przymknęła oczy, uspokajając
oddech.
− Nie śpij, bo cię okradną – szepnął, nieznacznie
szturchając ją łokciem.
− Ciekawe co by mi ukradli – mruknęła.
Pokręcił głową z udawaną dezaprobatą. Chwycił dłoń
Janickiej, ścisnął ją nieznacznie, a jego wzrok odruchowo uciekł w stronę
ołtarza. Para młoda właśnie składała przysięgę, że się nie opuszczą, że będą ze
sobą aż do śmierci, w zdrowiu i w chorobie, niezależnie od tego, co spotkają na
swojej drodze.
Kątem oka zerknął na Asia.
− Ciekawe, jak ty wyglądałabyś w sukni ślubnej? –
rzucił bez zastanowienia.
− Nie wyjdę za ciebie. – Nawet nie otworzyła oczu.
Zbaraniał. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał.
− Dlaczego? – wydukał, czując jak zaczyna panikować.
Nie żeby już chciał się oświadczać, ale musiał przyznać, że czasem wyobrażał
sobie przyszłość u boku tej piegowatej studentki. I coraz bardziej się do tej
przyszłości przekonywał.
− Ze względów czysto logistycznych – odpowiedziała
spokojnie. – Jak niby wyobrażasz sobie nasz ślub? Twoja rodzina z Kanady, moja
z Polski… Mamy się pobrać na środku Atlantyku?
Z trudem powstrzymał się przed wybuchnięciem
śmiechem. Jednocześnie kamień spadł mu z serca. Naprawdę przez chwilę bał się,
że Asia nie widzi możliwości bycia z nim dłużej niż te kilka miesięcy.
Nie zważając jednak na jej słowa, przymknął oczy i
spróbował przywołać obraz dziewczyny w białej sukni. W myślach powtarzał za
nowożeńcami przysięgę, wyobrażając sobie, jak sam wypowiada każde słowo.
Tylko, że po angielsku. Gdy miał mówić po polsku,
pewnie doprowadziłby wszystkich gości do wybuchu niezdrowego śmiechu.
− Kwiaty mają być niebieskie, czy żółte? – zapytał
cicho.
− Proszę? – Janicka spojrzała na niego totalnie
zdezorientowana.
− Na naszym ślubie. Mają być niebieskie czy żółte?
− Białe, Shoe, białe. – Posłała mu pobłażliwe
spojrzenie, a potem wróciła do przysypiania.
Uśmiechnął się szeroko. Wszystko zaczynało mu się
coraz bardziej podobać.
„Kiedyś się z tobą ożenię, Asiu” obiecał sobie w
myślach. „I nikt mnie od tego pomysłu nie odwlecze.”
***
Jack przeciągnął się leniwie, wskoczył na łóżko,
miauknął z dezaprobatą, a potem łapą trzepnął Sharona w nos. Zrobił to raz,
drugi, trzeci, aż w końcu siatkarz się poddał i niechętnie otworzył jedno oko.
− Czego chcesz, straszny kocie? – jęknął, nie
poruszając nawet małym palcem u stopy.
W odpowiedzi usłyszał jedynie kolejne, przepełnione
zniecierpliwieniem miauknięcie.
− Pewnie jest głodny. – Asia mocniej wtuliła się w
tors siatkarza. – Znowu. Ma duży żołądek, tak jak ty. Jesteś podobni – zaśmiała
się.
Evans prychnął kpiąco i przewrócił oczami. Czy
naprawdę musiał użerać się z kotem?
− Może przypomnieć mi, co on tu robi? – Niechętnie
zwlókł się z łóżka.
− Ostatnio jestem w swoim mieszkaniu gościem, prawie,
że się do ciebie wprowadziłam, więc… kota dostałeś jakby w pakiecie. –
Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco. – Chyba się na mnie nie gniewasz,
prawda? – Przybrała minę smutnego szczeniaczka.
Shoe wzniósł oczy ku niebu i w niemej modlitwie
poprosił opatrzność o cierpliwość, ale potem pochylił się, by szybko cmoknąć studentkę
w policzek.
− Niech ci będzie. Ale ty go musisz nakarmić, ja się
tych papek nie tknę.
Parsknęła śmiechem. Usiadła powoli, podrapała Jacka
za uchem i znów zwróciła się do Sharona.
− Czy to nie śmieszne? Jesteśmy parą od niecałych
trzech miesięcy, a ja już sprowadziłam do ciebie kota.
− Ja tam nie widzę w tym nic śmiesznego – odburknął,
szukając w szafie spodni. – W końcu jesteśmy razem, co nie? Współdzielenie
zwierzaka to naturalna kolej rzeczy. Nawet jeśli ten konkrety zwierzak jest tak
niemiłosiernie irytujący – dodał, co spotkało się z gwałtownym protestem ze
strony Jacka. Kociak prychnął, fuknął, a potem zeskoczył i obrażony opuścił
pokój.
− Tak, oczywiście, jeszcze się na mnie fochnij! –
krzyknął za nim atakujący.
− Chyba powinniście popracować nad swoją relacją –
poradziła Joasia, z trudem tłumiąc wybuch śmiechu. – W końcu wszyscy chcemy
przeżyć, waszą wspólną egzystencje. A już w szczególności ja.
Evans przewrócił oczami. Egzystencja? Z tym dzikim
stworzeniem? To chyba nie było możliwe.
− Postaramy się dogadać, obiecuję. – Usiadł obok
dziewczyny i pocałował ją czule. – Masz dzisiaj zajęcia?
− Nie, jest przecież sobota – pokręciła głową. – A
co?
− Bo chciałbym z tobą porozmawiać.
− Przecież cały czas rozmawiamy.
− Nie o to chodzi. – Z zakłopotaniem podrapał się po głowie. – To raczej będzie… poważna
rozmowa.
Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi i zmierzyła chłopaka
uważnym spojrzeniem.
− Na jaki temat?
Przełknął głośno ślinę. Odetchnął głęboko i powoli
policzył do dziesięciu, by dodać sobie odwagi.
„Dasz radę stary” odezwało się jego serce. „Nie takie
w rzeczy w życiu robiłeś.”
„Według mnie powinniśmy jeszcze poczekać” burknął
mózg. „Możemy ją tylko niepotrzebnie wystraszyć.”
„ Daj spokój. Najwyżej odmówi to tyle.”
„ No nie wiem…”
− I?
Shoe otrząsnął się gwałtownie.
− Sorry, mała zawieszka. – Uśmiechnął się
przepraszająco.
Asia znów parsknęła śmiechem, choć już zdążyła się
przyzwyczaić do tego, że siatkarz regularnie toczy dyskusje z samym sobą.
− To powiesz w końcu, o co chodzi?
Przytaknął nerwowo. „Weź się w garść, stary” skarcił
samego siebie. „To jeszcze nie oświadczyny, co nie?”
− Tak się zastanawiałem… − zaczął niepewnie. – Sama
twierdzisz, że tak naprawdę, to już prawie u mnie mieszkasz, co nie? Więc
pomyślałem, że może się po prostu do mnie wprowadzisz?
− Że co proszę?! – Dziewczyna była totalnie
zszokowana. To otwierała, to zamykała usta, zupełnie nie wierząc w to, co
słyszy.
− Oczywiście nie od razu! – zaznaczył szybko. –
Myślałem… no nie wiem… o październiku? Jak wrócę z mistrzostw? Do tego czasu
nasz związek powinien się jeszcze bardziej umocnić, więc dlaczego by nie zrobić
kolejnego kroku? – zapytała, starając się tłumić podekscytowanie.
Studentka wpatrywała się w Sharona szeroko otwartymi
oczami, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Zdecydowanie nie spodziewała się
takie propozycji. Przez kilka długich sekund przetwarzała otrzymaną informacje,
by w końcu zareagować.
Evans spodziewał się nieśmiałego uśmiechu i
nieśmiałej zgody, jednak zamiast tego, Asia spuściła wzrok i nieznacznie
pokręciła głową.
− To chyba nie jest dobry pomysł – mruknęła.
Zgłupiał. Choć długo myślał nad tą rozmową, to w
ogóle nie przyjmował do świadomości scenariusza, w którym dziewczyna odmawiam.
Nie i koniec.
− Dlaczego? – wydukał słabo.
− Sama nie wiem… Po prostu… Nie wydaje ci się, że to
za wcześnie na takie deklaracje? Że mimo wszystko jesteśmy ze sobą zbyt krótko?
– zapytała, choć w jej głosie słychać było, że nie do końca o to jej chodziło.
− Nie musisz odpowiadać teraz! – Sharone nieudolnie
próbował ratować sytuacje. – Do października zostało jeszcze mnóstwo czasu.
− Tak naprawdę, to nie tego się boję – przyznała
niechętnie. – Chodzi o… o twoją karierę. O siatkówkę.
− O siatkówkę? – Teraz to on nie miał pojęcia, co
dziewczyna ma na myśli. – Co do tego ma siatkówka?
− Masz podpisany kontrakt na dwa sezony, co nie? –
zauważył cierpko. – A co potem? Shoe, wiesz doskonale, że jestem obyta z
wszelkimi opiniami z siatkarskiego
świata i doskonale wiem, że eksperci i kibice uważają, że możesz w przyszłości
być naprawdę świetny. Pod okiem Stephana na pewno się rozwiniesz i założę, że
już w przyszłym roku dostaniesz ofertę z lepszego klubu.
− I co to ma wspólnego z moją propozycją? – Evans
nadal nie potrafił połączyć faktów.
− To, że wyjedziesz! – wybuchnęła w końcu Asia. −
Możliwe, że gdzieś na drugi koniec Europy! Do Włoch albo do Rosji! A ja zostanę
tutaj! Bo mam tu studia, których nie zamierzam porzucać. Co z tego, że w
październiku zamieszkamy razem, skoro potem w maju pojedziesz na kadrę, a
kolejny sezon spędzimy osobno. – Posłała mu pełne bezsilność spojrzenie.
Przełknął głośno ślinę. Dopiero teraz dotarło do
niego, że dziewczyna ma rację. Że wybrał sobie taki i nie inny zawód, który
zawsze będzie się wiązał z zostawianiem bliskich. Że cokolwiek by nie zrobić,
jego życie zawsze przepełnione będzie tęsknotą.
Ale czy to oznaczało, że nie mógł go sobie ułożyć? Że
nie mógłby być szczęśliwy?
− Wiem i rozumiem, czego się boisz – powiedział,
ostrożnie chwytając dłoń Joasi. – Nauczymy się razem żyć, a potem wszystko przepadnie,
bo wyjadę. Ja też się boję, ale mimo tego chcę podjąć to ryzyko. To może być
dla mnie decydujący rok i chcę mieć cię obok siebie. Bo jesteś dla mnie ważna,
bo zależy mi na tobie. Bo cię kocham. – Pochylił się i pocałował dziewczynę.
Najpierw delikatnie, by potem namiętnie pogłębić pocałunek.
− Ja też cię kocham – mruknęła, gdy na chwilę
oderwali się od siebie. – I na razie… na razie się zgadzam.
Oto przedstawiam wam taki uroczy rozdzialik, który chciałam napisać, jak tylko pojawił się w mojej głowie pomysł na to opowiadanie. Co o nim sądzicie? Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i za każdy z góry dziękuję.
Pozdrawiam
Violin
To super, że zrealizowałaś swój pierwotny albo pierworodny cel albo pomysł :) chyba trochę za dużo u mnie tych albo hahaha no, ale co poradzić XD
OdpowiedzUsuńSądzę, że rozdział był jednym z tych przesłodkich, pełnych miłości rozdziałów, które przyjemnie się czyta :D Zwłaszcza wieczorem w przerwie od nauki ^^ dzięki, że mnie nim zrelaksowałaś i uspokoiłaś
Mam wrażenie, że opowiadanie dobiega końca. Może wolnymi krokami, ale da się już wyczuć lekkie pożegnanie. Asi i Evansowi wszystko zaczyna się układać. W prawdzie jest jeszcze kilka rzeczy, które będą musieli razem nauczyć się przeżyć, bo studia dziewczyny i kariera Shoe chyba nie idą ze sobą w parze, ale podobno dla kochających ludzi nie ma przeszkód nie do pokonania, dlatego trzymam za nich mocno kciuki! Są bardzo fajną, sympatyczną i dobrze dobraną parką *.*
Co do początku rozdziału to fajny fragmencik. Trochę śmieszny, ale w pewnym momencie zaczęłam się bać o Sharona, bo przypomniało mi się, że on faktycznie jest ciemny. Musiał nieźle się wyróżniać w kościele. Ja to w ogóle tak się do niego przyzwyczaiłam, że już nie zwracam uwagi na jego wygląd. Jest taki pozytywny, że nic więcej nie ma znaczenia i ciesze się, że rodzina Asi nie odstawiła jakiegoś cyrku.
Co tu więcej dodać...Hmm chyba, że czekam na następny, ale to nic nowego :)
N