Ariana dla WS | Blogger | X X

22 cze 2018

Rozdział 16


− Shoe, pospiesz się, bo się jeszcze spóźnimy! – Asia nerwowym ruchem ręki pogoniła Sharona, który wlókł się kilka metrów za nią. – Ceremonia zaraz się zacznie, a kuzynka mnie zabije, jak wpadniemy spóźnieni. Jest pod tym względem straszna, wszystko musi mieć zapięte na ostatni guzki inaczej wariuje. – Nawijała jak mała katarynka. – Trzy razy do mnie dzwoniła, czy na pewno będziemy i czy ty przyjdziesz, i ile masz wzrosty, żeby się przypadkiem nie okazało, że skopiesz kogoś przy stole. Jak jej wparujemy w połowie ślubu, to urwie nam łby, a potem przyszyje i urwie ponownie. Ja jeszcze nie chcę umierać, Shoe!
− Spokojnie, mamy ponad kwadrans zapasu – próbował uspokoić ją Evans. – Czy naprawdę musiałem założyć to coś? – jęknął, poprawiają granatowy krawat.
− Tak musiałeś – warknęła. – Idziemy w końcu na ślub. Mojej kuzynki. Od strony ojca. Czyli, że pojawi się ta bardziej irytująca część rodziny. Jakoś musimy wyglądać. Ja na przykład musiałam ubrać szpilki. Szpilki, rozumiesz?!– Z obrzydzeniem spojrzała srebrne buciki.
− Spokojnie, złapię cię – mruknął Sharone. – Ej, przynajmniej teraz nie wyglądasz przy mnie jak krasnoludek.
 – Bardzo śmieszne. – Posłała atakującemu mordercze spojrzenie.
− Ja czuję się jak pies na smyczy! – Chłopak uniósł ręce w obronnym geście.
Bezmyślnie parsknęła śmiechem.
− Wiem, że to niezbyt wygodne, ale pocieszę cię, że na weselu ty zdejmiesz krawat, a ja zmienię obuwie.
− I to jedyne, co trzyma mnie przy życiu – burknął. Zaraz jednak wyprostował się dumnie i odruchowo wygładził koszulę. Zorientował się bowiem, że znaleźli się już pod kościołem, a to oznaczało tylko jedno – niechybne spotkanie z rodziną swojej partnerki.
− Usiądziemy z tyłu – poinstruowała go Asia, gdy szybko wspinali się po marmurowych schodach. – Tak żeby przypadkiem nikt nie wpadł na pomysł, by już zawracać nam głosy.
− I żebym nikomu nie zasłaniał – dodał Evans. – Bo od razu będę miał na pieńku, z którymś wujkiem.
Janicka odruchowo parsknęła śmiechem. Chwyciła atakującego za rękę i razem, starając się pozostać niezauważeni, przemknęli do ostatniej ławki. Kościół był dość spory i wypełniony prawie po same brzegi. Shoe szybko zorientował się, że ma do czynienia z jednym z tych ślubów, na który zaprasza się wszystkich możliwych wujków, kuzynów i w ogóle każdego, kogo choć raz widziało się na oczy.
− Cieszę się, że jednak zgodziłeś się ze mną przyjść – szepnęła Joasia, gdy już spokojnie siedzieli w kącie kościoła. – Sama bym tego nie zdzierżyła.
− Jak mógłbym się nie zgodzić? W końcu jesteś moją dziewczyną, nieprawdaż? – Delikatnie pogłaskał Joasię po policzku, a ona uśmiechnęła się nieznacznie. W miętowej sukience i szarym płaszczu, który był konieczny ze względu na styczniową pogodę, prezentowała się wyjątkowo pięknie, co oczywiście nie umknęło siatkarzowi.
− Mogłeś na przykład stwierdzić, że moja rodzina to banda wariatów i nie zamierzasz mieć nimi nic wspólnego – zauważyła. – Szczególnie po tym, jak mój tata groził ci z modelu dwururki, a mama zaprzęgła do wieszania firanek. A potem kazała śpiewać kolędy. Po polsku. I uczyła wymawiać wszystkie „sz” i „cz”. – Nieudolnie próbowała naśladować sposób wymawiania przez siatkarza tych wyjątkowo trudnych głosek, ale zamiast tego tylko się opluła.
− Jak widać nie przestraszyłem się ich, więc chyba nie jest jeszcze ze mną tak źle – zaśmiał się, chusteczką wycierając dziewczynie podbródek. – Choć to nie oznacza, że nie boję się, jak przyjmie mnie pozostała część rodziny. – Nerwowo rozglądnął się wokół. Już czuł na sobie zaciekawione spojrzenia innych gości, głównie młodszej części, która także wybrała miejsce z tyłu. Już bał się tego co będzie, gdy dojdzie do konfrontacji z wszystkimi wujkami, ciotkami i w ogóle starszą częścią społeczeństwa.
− Trochę wyróżniam się z tłumu… – mruknął, garbią się odruchowo. – I to niekoniecznie wzrostem.
− Daj spokój – fuknęła Asia. – Jeśli ktoś będzie czepiał się tego skąd jesteś albo jaki masz kolor skóry, to osobiście mu przywalę – zagroziła. − Przynajmniej te obcasy się do czegoś przydadzą.
Mimowolnie parsknął śmiechem. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie rozbrzmiały organy i zaczął się ślub.
Ceremonia była wyjątkowo nudna, więc żeby ją jakoś przetrwać, Shoe skupił swe myśli na siedzącej obok dziewczynie. Równie znudzona Asia, oparła głowę na jego ramieniu i nieznacznie przymknęła oczy, uspokajając oddech.
− Nie śpij, bo cię okradną – szepnął, nieznacznie szturchając ją łokciem.
− Ciekawe co by mi ukradli – mruknęła.
Pokręcił głową z udawaną dezaprobatą. Chwycił dłoń Janickiej, ścisnął ją nieznacznie, a jego wzrok odruchowo uciekł w stronę ołtarza. Para młoda właśnie składała przysięgę, że się nie opuszczą, że będą ze sobą aż do śmierci, w zdrowiu i w chorobie, niezależnie od tego, co spotkają na swojej drodze.
Kątem oka zerknął na Asia.
− Ciekawe, jak ty wyglądałabyś w sukni ślubnej? – rzucił bez zastanowienia.
− Nie wyjdę za ciebie. – Nawet nie otworzyła oczu.
Zbaraniał. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał.
− Dlaczego? – wydukał, czując jak zaczyna panikować. Nie żeby już chciał się oświadczać, ale musiał przyznać, że czasem wyobrażał sobie przyszłość u boku tej piegowatej studentki. I coraz bardziej się do tej przyszłości przekonywał.
− Ze względów czysto logistycznych – odpowiedziała spokojnie. – Jak niby wyobrażasz sobie nasz ślub? Twoja rodzina z Kanady, moja z Polski… Mamy się pobrać na środku Atlantyku?
Z trudem powstrzymał się przed wybuchnięciem śmiechem. Jednocześnie kamień spadł mu z serca. Naprawdę przez chwilę bał się, że Asia nie widzi możliwości bycia z nim dłużej niż te kilka miesięcy.
Nie zważając jednak na jej słowa, przymknął oczy i spróbował przywołać obraz dziewczyny w białej sukni. W myślach powtarzał za nowożeńcami przysięgę, wyobrażając sobie, jak sam wypowiada każde słowo.
Tylko, że po angielsku. Gdy miał mówić po polsku, pewnie doprowadziłby wszystkich gości do wybuchu niezdrowego śmiechu.
− Kwiaty mają być niebieskie, czy żółte? – zapytał cicho.
− Proszę? – Janicka spojrzała na niego totalnie zdezorientowana.
− Na naszym ślubie. Mają być niebieskie czy żółte?
− Białe, Shoe, białe. – Posłała mu pobłażliwe spojrzenie, a potem wróciła do przysypiania.
Uśmiechnął się szeroko. Wszystko zaczynało mu się coraz bardziej podobać.
„Kiedyś się z tobą ożenię, Asiu” obiecał sobie w myślach. „I nikt mnie od tego pomysłu nie odwlecze.”

***

Jack przeciągnął się leniwie, wskoczył na łóżko, miauknął z dezaprobatą, a potem łapą trzepnął Sharona w nos. Zrobił to raz, drugi, trzeci, aż w końcu siatkarz się poddał i niechętnie otworzył jedno oko.
− Czego chcesz, straszny kocie? – jęknął, nie poruszając nawet małym palcem u stopy.
W odpowiedzi usłyszał jedynie kolejne, przepełnione zniecierpliwieniem miauknięcie.
− Pewnie jest głodny. – Asia mocniej wtuliła się w tors siatkarza. – Znowu. Ma duży żołądek, tak jak ty. Jesteś podobni – zaśmiała się.
Evans prychnął kpiąco i przewrócił oczami. Czy naprawdę musiał użerać się z kotem?
− Może przypomnieć mi, co on tu robi? – Niechętnie zwlókł się z łóżka.
− Ostatnio jestem w swoim mieszkaniu gościem, prawie, że się do ciebie wprowadziłam, więc… kota dostałeś jakby w pakiecie. – Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco. – Chyba się na mnie nie gniewasz, prawda? – Przybrała minę smutnego szczeniaczka.
Shoe wzniósł oczy ku niebu i w niemej modlitwie poprosił opatrzność o cierpliwość, ale potem pochylił się, by szybko cmoknąć studentkę w policzek.
− Niech ci będzie. Ale ty go musisz nakarmić, ja się tych papek nie tknę.
Parsknęła śmiechem. Usiadła powoli, podrapała Jacka za uchem i znów zwróciła się do Sharona.
− Czy to nie śmieszne? Jesteśmy parą od niecałych trzech miesięcy, a ja już sprowadziłam do ciebie kota.
− Ja tam nie widzę w tym nic śmiesznego – odburknął, szukając w szafie spodni. – W końcu jesteśmy razem, co nie? Współdzielenie zwierzaka to naturalna kolej rzeczy. Nawet jeśli ten konkrety zwierzak jest tak niemiłosiernie irytujący – dodał, co spotkało się z gwałtownym protestem ze strony Jacka. Kociak prychnął, fuknął, a potem zeskoczył i obrażony opuścił pokój.
− Tak, oczywiście, jeszcze się na mnie fochnij! – krzyknął za nim atakujący.
− Chyba powinniście popracować nad swoją relacją – poradziła Joasia, z trudem tłumiąc wybuch śmiechu. – W końcu wszyscy chcemy przeżyć, waszą wspólną egzystencje. A już w szczególności ja.
Evans przewrócił oczami. Egzystencja? Z tym dzikim stworzeniem? To chyba nie było możliwe.
− Postaramy się dogadać, obiecuję. – Usiadł obok dziewczyny i pocałował ją czule. – Masz dzisiaj zajęcia?
− Nie, jest przecież sobota – pokręciła głową. – A co?
− Bo chciałbym z tobą porozmawiać.
− Przecież cały czas rozmawiamy.
− Nie o to chodzi. – Z zakłopotaniem podrapał  się po głowie. – To raczej będzie… poważna rozmowa.
Zmarszczyła ze zdziwieniem brwi i zmierzyła chłopaka uważnym spojrzeniem.
− Na jaki temat?
Przełknął głośno ślinę. Odetchnął głęboko i powoli policzył do dziesięciu, by dodać sobie odwagi.
„Dasz radę stary” odezwało się jego serce. „Nie takie w rzeczy w życiu robiłeś.”
„Według mnie powinniśmy jeszcze poczekać” burknął mózg. „Możemy ją tylko niepotrzebnie wystraszyć.”
„ Daj spokój. Najwyżej odmówi to tyle.”
„ No nie wiem…”
− I?
Shoe otrząsnął się gwałtownie.
− Sorry, mała zawieszka. – Uśmiechnął się przepraszająco.
Asia znów parsknęła śmiechem, choć już zdążyła się przyzwyczaić do tego, że siatkarz regularnie toczy dyskusje z samym sobą.
− To powiesz w końcu, o co chodzi?
Przytaknął nerwowo. „Weź się w garść, stary” skarcił samego siebie. „To jeszcze nie oświadczyny, co nie?”
− Tak się zastanawiałem… − zaczął niepewnie. – Sama twierdzisz, że tak naprawdę, to już prawie u mnie mieszkasz, co nie? Więc pomyślałem, że może się po prostu do mnie wprowadzisz?
− Że co proszę?! – Dziewczyna była totalnie zszokowana. To otwierała, to zamykała usta, zupełnie nie wierząc w to, co słyszy.
− Oczywiście nie od razu! – zaznaczył szybko. – Myślałem… no nie wiem… o październiku? Jak wrócę z mistrzostw? Do tego czasu nasz związek powinien się jeszcze bardziej umocnić, więc dlaczego by nie zrobić kolejnego kroku? – zapytała, starając się tłumić podekscytowanie.
Studentka wpatrywała się w Sharona szeroko otwartymi oczami, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Zdecydowanie nie spodziewała się takie propozycji. Przez kilka długich sekund przetwarzała otrzymaną informacje, by w końcu zareagować.
Evans spodziewał się nieśmiałego uśmiechu i nieśmiałej zgody, jednak zamiast tego, Asia spuściła wzrok i nieznacznie pokręciła głową.
− To chyba nie jest dobry pomysł – mruknęła.
Zgłupiał. Choć długo myślał nad tą rozmową, to w ogóle nie przyjmował do świadomości scenariusza, w którym dziewczyna odmawiam. Nie i koniec.
− Dlaczego? – wydukał słabo.
− Sama nie wiem… Po prostu… Nie wydaje ci się, że to za wcześnie na takie deklaracje? Że mimo wszystko jesteśmy ze sobą zbyt krótko? – zapytała, choć w jej głosie słychać było, że nie do końca o to jej chodziło.
− Nie musisz odpowiadać teraz! – Sharone nieudolnie próbował ratować sytuacje. – Do października zostało jeszcze mnóstwo czasu.
− Tak naprawdę, to nie tego się boję – przyznała niechętnie. – Chodzi o… o twoją karierę. O siatkówkę.
− O siatkówkę? – Teraz to on nie miał pojęcia, co dziewczyna ma na myśli. – Co do tego ma siatkówka?
− Masz podpisany kontrakt na dwa sezony, co nie? – zauważył cierpko. – A co potem? Shoe, wiesz doskonale, że jestem obyta z wszelkimi opiniami z  siatkarskiego świata i doskonale wiem, że eksperci i kibice uważają, że możesz w przyszłości być naprawdę świetny. Pod okiem Stephana na pewno się rozwiniesz i założę, że już w przyszłym roku dostaniesz ofertę z lepszego klubu.
− I co to ma wspólnego z moją propozycją? – Evans nadal nie potrafił połączyć faktów.
− To, że wyjedziesz! – wybuchnęła w końcu Asia. − Możliwe, że gdzieś na drugi koniec Europy! Do Włoch albo do Rosji! A ja zostanę tutaj! Bo mam tu studia, których nie zamierzam porzucać. Co z tego, że w październiku zamieszkamy razem, skoro potem w maju pojedziesz na kadrę, a kolejny sezon spędzimy osobno. – Posłała mu pełne bezsilność spojrzenie.
Przełknął głośno ślinę. Dopiero teraz dotarło do niego, że dziewczyna ma rację. Że wybrał sobie taki i nie inny zawód, który zawsze będzie się wiązał z zostawianiem bliskich. Że cokolwiek by nie zrobić, jego życie zawsze przepełnione będzie tęsknotą.
Ale czy to oznaczało, że nie mógł go sobie ułożyć? Że nie mógłby być szczęśliwy?
− Wiem i rozumiem, czego się boisz – powiedział, ostrożnie chwytając dłoń Joasi. – Nauczymy się razem żyć, a potem wszystko przepadnie, bo wyjadę. Ja też się boję, ale mimo tego chcę podjąć to ryzyko. To może być dla mnie decydujący rok i chcę mieć cię obok siebie. Bo jesteś dla mnie ważna, bo zależy mi na tobie. Bo cię kocham. – Pochylił się i pocałował dziewczynę. Najpierw delikatnie, by potem namiętnie pogłębić pocałunek.
− Ja też cię kocham – mruknęła, gdy na chwilę oderwali się od siebie. – I na razie… na razie się zgadzam.



Oto przedstawiam wam taki uroczy rozdzialik, który chciałam napisać, jak tylko pojawił się w mojej głowie pomysł na to opowiadanie. Co o nim sądzicie? Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i za każdy z góry dziękuję.
Pozdrawiam
Violin

1 komentarz:

  1. To super, że zrealizowałaś swój pierwotny albo pierworodny cel albo pomysł :) chyba trochę za dużo u mnie tych albo hahaha no, ale co poradzić XD
    Sądzę, że rozdział był jednym z tych przesłodkich, pełnych miłości rozdziałów, które przyjemnie się czyta :D Zwłaszcza wieczorem w przerwie od nauki ^^ dzięki, że mnie nim zrelaksowałaś i uspokoiłaś
    Mam wrażenie, że opowiadanie dobiega końca. Może wolnymi krokami, ale da się już wyczuć lekkie pożegnanie. Asi i Evansowi wszystko zaczyna się układać. W prawdzie jest jeszcze kilka rzeczy, które będą musieli razem nauczyć się przeżyć, bo studia dziewczyny i kariera Shoe chyba nie idą ze sobą w parze, ale podobno dla kochających ludzi nie ma przeszkód nie do pokonania, dlatego trzymam za nich mocno kciuki! Są bardzo fajną, sympatyczną i dobrze dobraną parką *.*
    Co do początku rozdziału to fajny fragmencik. Trochę śmieszny, ale w pewnym momencie zaczęłam się bać o Sharona, bo przypomniało mi się, że on faktycznie jest ciemny. Musiał nieźle się wyróżniać w kościele. Ja to w ogóle tak się do niego przyzwyczaiłam, że już nie zwracam uwagi na jego wygląd. Jest taki pozytywny, że nic więcej nie ma znaczenia i ciesze się, że rodzina Asi nie odstawiła jakiegoś cyrku.
    Co tu więcej dodać...Hmm chyba, że czekam na następny, ale to nic nowego :)
    N

    OdpowiedzUsuń