Asia związała włosy w luźny kucyk, a potem westchnęła
głęboko i z rezygnacją pochyliła się nad notatkami. Chodź miała już za sobą
pierwszy semestr, zdany co najmniej poprawnie, to jednak konieczność nauki na
bieżąco, spędzała jej sen z powiek i zmuszała do spędzania ciepłego, marcowego
przedpołudnia nad książkami.
Przeczytała całe trzy zdania po czym znów podniosła
głowę i rozejrzała się po kawiarni. Nie potrafiła się uczyć w mieszkaniu, więc
od kilku miesięcy przesiadywała właśnie przy tym stoliku, wypijając hektolitry
zielonej herbaty i próbując wbić sobie do łba wszystkie zasady mechaniki
płynów, czy też ewentualnie gazów.
Zerknęła na zegarek i uśmiechnęła się mimowolnie.
Dochodziła dwunasta, a to oznaczało, że za jakieś pół godziny, przez drzwi
wpadnie zdyszany Sharone i ukróci męki dziewczyny. Pójdą razem na lunch,
pospacerują po Warszawie, a potem ona wróci do mieszkania już tylko po to, by
zająć się kotem.
− Jeszcze pół godziny – mruknęła sama do siebie. –
Dasz radę, dziewczyno. – Jęknęła cicho i ponownie pochyliła się nad zeszytem.
Czas dłużył jej się niemiłosiernie. Wzrokiem wodziła
po tekście, tak naprawdę w ogóle nie rozumiejąc, z czym ma do czynienia.
Gdy przeczytała wszystkie informacje trzy razy,
wypiła prawie całą herbatę i obmyśliła plan zagłady nad światem, stwierdził
ostatecznie, że się poddaje. Z hukiem zamknęła notatnik, sprawdziła godzinę, a
potem zamarła.
Wskazówki pokazywały dwunastą czterdzieści. Sharone
miał być dziesięć minut wcześniej. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mu się spóźnić.
Dziewczyna szybko wygrzebała z torby telefon, wybrała
numer chłopaka i niecierpliwie wsłuchała się w przeciągły sygnał.
− Halo?
Mimowolnie odetchnęła z ulgą, słysząc głos
atakującego.
„ Straszna ze mnie panikara” upomniała samą siebie.
„Przecież to tylko dziesięć minut, jakby go cały dzień nie było, to wtedy
mogłabyś się martwić.”
− Cześć, dzwonię tylko, by się zapytać, gdzie
utknąłeś? – Starała się uspokoić lekko przyspieszony oddech.
Shoe jęknął cicho, a ciche stuknięcie dobitnie
świadczyło o tym, że postanowił masochistycznie przywalić sobie w łeb.
− Przepraszam, miałem do ciebie dzwonić, ale totalnie
wyleciało mi to z głowy – zaczął się tłumaczyć. – Coś mi się stało na treningu,
znaczy jakieś przeciążenie, w łydce chyba. W każdym razie jeszcze nie jest
pewne, co to dokładnie, więc właśnie mnie badają, no i… Chyba musimy odwołać
dzisiejszy lunch. – W jego głosie słychać było zawód.
− Luzik, jakoś to przeżyjemy. – Asia machnęła z
lekceważeniem ręką. – Ale to na pewno nic poważnego? – dopytała, znów szczerze
zmartwiona.
− Jeszcze nie wiem. Na razie wygląda to na zwykłe
przeciążenie. Dwa, trzy tygodnie z głowy, a potem wracam do treningów.
Powoli pokiwała głową, choć na jej twarzy pojawił się
nieznaczny grymas. Słowa Evansa w ogóle jej nie przekonały. Zbyt długo
interesowała się siatkówką, by wierzyć, że kilka tygodni przerwy to nic.
Szczególnie, że mieli do czynienia z przeciążeniem. A u młodych zawodników
takich jak Shoe, to mogło być naprawdę
groźne.
− Może przyjadę do ciebie? – rzuciła bez zastanowienia.
– Wiesz, wsparcie zawsze się przyda…
− Jeśli chcesz, to oczywiście. – Siatkarz od razu
jakby się ożywił. – Zaraz wyślę ci adres – dodał jeszcze, a potem się
rozłączył.
Jak powiedział tak też zrobił. Joasia zebrała szybko
swoje rzeczy po czym pobiegła na najbliższy przystanek autobusowy, modląc się,
by ten zaraz przyjechał.
Miała szczęście. Ledwo stanęła pod wiatą, a nadjechał
odpowiedni pojazd. Dzięki temu już dwadzieścia minut później stała przed
kliniką, w której leczono siatkarzy Onico. Pewnie pokonała kilka schodków, ale
gdy miała wejść do środka, zawahała się z ręką na klamce. W końcu była pewna,
że oprócz Sharona spotka też przynajmniej pojedyncze jednostki ze sztabu
drużyny. Zapewne będzie to lekarz i pierwszy trener. Czyli Stephane Antiga. Nie
była przekonana, czy jest gotowa na to spotkanie.
− Raz się żyję – powiedziała w końcu sama do siebie,
a potem mocno pchnęła drzwi.
Połączona z recepcją poczekalnia na szczęście nie
była duża, więc Asia nie musiała pytać o
drogę. Rozglądnęła się po jasnym, wyłożonym wykładziną pomieszczeniu i
uśmiechnęła się szeroko na widok Sharona. Kanadyjczyk siedział tyłem do
wejścia, całkowicie pochłonięty rozmową z Stephanem, zupełnie nie zwracał uwagi
na to, co się dzieje wokół.
Aśka postanowiła to wykorzystać. Na palcach podeszła do
atakującego i gdy upewniła się, że ten na pewno jej nie widzi…
− BU! – Zupełnie niespodziewanie naskoczyła na ramiona
chłopaka.
− Jezu, chcesz żebym zszedł na zawał?! – Shoe
poderwał się gwałtownie z miejsca.
− Oczywiście, że nie! – zaśmiała się Aśka. – Przecież
jeśli teraz umrzesz, to ja nic z tego nie będę miała.
Pokręcił głową z udawaną dezaprobatą, ale zaraz przyciągnął
dziewczynę do siebie i szybko pocałował na przywitanie.
− Cieszę się, że przyszłaś – powiedział, nie puszczając
ramion studentki. – Może uda się jeszcze razem wyskoczyć na jakiś obiad czy
coś.
− Przecież nie mogłam pozwolić byś przechodził przez
to sam. Mój, mały biedny Shoe. – Wspięła się na palce i znacząco poklepała
Evansa po głowie. Ten roześmiał się serdecznie, a potem znów pocałował Janicką.
− Ekhm…
Gwałtownie odskoczyli od siebie, słysząc znaczące
chrząknięcie.
− Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałem się
tylko przywitać.
Stephane Antiga przypatrywał się młodzieży z lekko
kpiącym uśmiechem na ustach i skrzyżowanymi ramionami.
− Dzień dobry. – Asia dygnęła nieznacznie, czując jak
dosłownie czerwienieje ze wstydu. – Mam nadzieję, że to nie problem, że…
− Że przyszłaś? – dokończył za nią trener. – Żaden,
naprawdę. Tylko, że zaraz Sharone i tak będzie miał kolejne prześwietlenie,
więc chwilę sobie poczekasz. – Uśmiechnął się ciepło do dziewczyny.
Jak na zawołanie drzwi do jednego z gabinetów
otworzyły się na oścież, a ze środka, ktoś wywołał atakującego. Evans szybko
cmoknął Joasię w policzek, a potem zniknął w pomieszczeniu.
Janicka została sama.
No nie do końca, bo obok nadal siedział Antiga. Ten
sam, którego plakat wisiał nad jej łóżkiem, a podobizna widniała na zeszycie,
teraz skrzętnie schowanym w torbie.
− Czyli… ty i Sharone jesteście razem, tak? – zapytał
niespodziewanie Francuz.
Szybko pokiwała głową, rumieniąc się nieznacznie.
− Jak widać informacje szybko się rozchodzą –
zaśmiała się nerwowo.
Stephane przewrócił oczami i lekceważąco machnął
ręką.
− Moi zawodnicy to strasznie plotkary. A ja i może
mam swoje lata, ale jeszcze całkowicie nie ogłuchłem.
− Nic takiego nie sugerowałam…
− Przecież wiem! – Francuz wybuchnął gromkim
śmiechem, wyraźnie rozbawiony zmieszaniem Asi.
Uśmiechnęła się krzywo, w myślach przeklinając na
czym świat stoi.
„Weź się w garść, Aśka” skarciła się w myślach. „To
tylko Stephane, nie królowa Anglii. Chodzisz z Sharonem, musisz się
przyzwyczaić, że spotykasz ludzi, od których wcześniej brałaś autografy.”
− Chciałem się po prostu upewnić, czy Shoe ci ufa.
Z zamyślenia wyrwał ją zmartwiony głos Antigi.
Zmarszczyła brwi i posłała trenerowi zaskoczone spojrzenie.
− A coś się stało?
Mężczyzna westchnął cicho. Przeczesał dłonią włosy i
utkwił pusty wzrok w drzwiach naprzeciwko.
− Trochę się o niego martwię – wyznał w końcu. –
Teoretycznie ta kontuzja wygląda na zwykłe przeciążenie, ale jednak… Przez
ostatnie miesiące jego organizm był poddawany obciążeniom, którym nigdy
wcześniej w Kanadzie nie spotkał. Pamiętam jak to było, gdy ja zaczynałem grać
w siatkówkę…
− Jednocześnie łącząc to z tenisem i studiami –
odruchowo dokończyła Asia. W końcu znała tę historię na pamięć. – W wieku
dwudziestu lat, co cokolwiek obciążyło organizm.
− I w końcu przeszedłem poważną operacje kolana, o
czym zapewne też wiesz. – Uniósł kpiąco brew, jednocześnie uśmiechając się z
rozbawieniem.
− Jakoś tak wyszło. – Rozłożyła bezradnie ręce. – Ale
co to wszystko ma wspólnego z Sharonem?
− To proste. Jeśli okaże się, że kontuzja jest
poważniejsza, to czeka go dłuższe, możliwe, że poważniejsze leczenie – wyjaśnił
trener. − Może się podłamać, może nie wiedzieć, czy się na nie zgodzić, ale
musi się mu poddać. Bo za dziesięć lat uraz wróci, a wtedy jego organizm będzie
się regenerował zdecydowanie wolniej.
− A jaka moja w tym wszystkim rola? – Asia nadal nie
bardzo rozumiała, co Francuz ma na myśli. Nie była w końcu fizjoterapeutką, czy
rehabilitantką. Jak mogłaby pomóc?
− Musisz go wspierać. Przekonywać, że to jedyne
wyjście. Cztery miesiące czy pół roku przerwy mogą brzmieć strasznie, ale na
tym etapie mogą być konieczne.
− Ale na razie to chyba nic poważnego…
− Mówię tak, w razie czego.
Powoli pokiwała głową. Uśmiechnęła się nieznacznie,
przypominając sobie, jak ostatnio to Shoe dbał o nią.
− Wiem. Cokolwiek by się nie stało. Będę go wspierać.
***
Asia nerwowo wystukała numer Sharona i wsłuchała się
w przedłużający się sygnał. Bardzo powoli policzyła do dziesięciu, a gdy
chłopak nie odebrał, rozłączyła się i z irytacją opadła na łóżko.
− Trzy połączenia i żadnej odpowiedzi – mruknęła,
bezwiednie bawiąc się komórką. – Co on ogłuchł kompletnie?
Westchnęła cicho. Evans miał dzisiaj kolejne badania,
więc nie umawiali się na żadną konkretną godzinę, ale chłopak miał zadzwonić,
jak tylko skończy.
Dochodziła siedemnasta. A badania zaczęły się o
trzynastej. Na pewno je już skończył.
− I co ja mam teraz zrobić, Jack? – zwróciła się do
kota, który spał na poduszce obok. – Znaleźć go i opitolić za niedawanie znaku
życia, czy też sobie odpuścić?
Kociak otworzył leniwie jedno oko, spojrzał na swoją
panią po czym miauknął przeciągle i znowu poszedł spać.
− Masz racje. – Joasia uśmiechnęła się nieznacznie. –
Skoro jesteśmy razem, to mam prawo się o niego martwić. Czyli automatycznie mam
też prawo, by go najść niespodziewanie.
Zsunęła się z łóżka, szybko ubrała buty i już pięć
minut później zbiegała po klatce schodowej na parter.
Drogę do mieszkania Sharona znała na pamięć. W końcu
pokonywała ją wyjątkowo często, mimo że musiała przejechać przez pół miasta.
Będąc już pod blokiem siatkarza, jeszcze raz wybrała
jego numer. Gdy znów nie odebrał, utwierdziła się w przekonaniu, że robi
dobrze. Może nie miała pewności, czy Kanadyjczyk na pewno jest u siebie, ale
przeczucie podpowiadało jej, że tak
właśnie jest.
Miała racje. Co prawda musiała zapukać kilka razy i odczekać
chwilę, ale w końcu ze środka rozległo się ciche proszę.
Powoli weszła do środka. Rozglądnęła się po
mieszkaniu, w którym panował niepokojący mrok.
− Shoe… Coś się stało? − Niepewnie wsunęła się do
salonu, już szczerze zaniepokojony całą sytuacją.
− Oh, to ty. – Siedzący na kanapie siatkarz nawet nie
odwrócił głowę. Zgarbiony, z głową opartą na rękach, pustym wzrokiem wpatrywał
się w podłogę.
Przełknęła nerwowo ślinę. Podeszła bliżej i usiadła
obok chłopaka.
− Co się stało? – zapytała jeszcze raz.
Nie odpowiedział. Wzruszył tylko ramionami, jakby
zupełnie wyłączony ze świata.
− Shoe, bo zaczynam się martwić. – Chwyciła jego dłoń
i ścisnęła ją delikatnie. – Jeśli mi nie powiesz, nie będę mogła pomóc. Proszę.
– Delikatnie musnęła palcami policzek Evansa.
Nieznacznie odwrócił głowę. Spojrzał na dziewczynę, a
w jego oczach widać było niezdrową rezygnacje.
− To jednak nie jest zwykłe przeciążenie – wychrypiał
w końcu. – Mam złamaną kość piszczelową. Nie poważnie, ale jednak.
Asia pobladła gwałtownie. Może nie była świetna z
biologii, ale coś tam jednak wiedział. A przede wszystkim wiedziała, że
jakiekolwiek złamanie w siatkówce oznacza dłuższą przerwę.
− I… jak będzie wyglądało leczenie? – dopytała,
starając się zachować spokojny ton.
− Są dwie opcje, jedna grosza od drugiej – westchnął
głęboko Sharone. – Mogę czekać, aż się samo zrośnie, bez ingerencji z zewnątrz.
Tylko, że wtedy za kilka lat kontuzja może powrócić.
− A drugie wyjście?
− Potną mnie, znaczy się z operują nogę. Zrośnie się
porządnie, ale będę miał jakoś pół roku przerwy.
Powoli pokiwała głową, w myślach przeliczając
miesiące. Zrobiła to raz, drugi i za każdym razem wynik wychodził mu taki sam.
− Jeśli zdecydujesz się na zabieg, nie wyzdrowiejesz
na mistrzostwa – zauważyła cicho.
Zacisnął usta w wąską kreskę. Widać było, że
doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
− To miały być moje pierwsze mistrzostwa świata –
mruknął, bezmyślnie bawiąc się palcami dziewczyny. – Pierwsza tak poważna
impreza. W zeszłym sezonie na Lidze Światowej pokazałem, co potrafię i wiem, że
chłopaki wierzą, że i na mundialu będę jasną stroną drużyny. Szczególnie, że
Gavin może nie wrócić.
− Rozumiem, że jesteś zawiedziony. – Asia uśmiechnęła
się smutne, przysuwając się bliżej Sharona. – Ale masz dopiero dziewiętnaście
lat. Przed tobą jeszcze wiele lat kariery. A lepiej wypaść teraz niż za pięć,
sześć lat, gdy będziesz w szczytowej formie.
Westchnął cicho. Objął Joasię ramieniem, a ona oparła
głowę na jego piersi. Przez chwilę siedzieli w zupełnym milczeniu. Ona
zastanawiała się, jak jeszcze mogłaby pomóc ukochanemu, a on w skupieniu
analizował jej słowa.
− Pewnie masz racje – stwierdził w końcu. – Ale i
tak… jakoś nie wyobrażam sobie, że przegapię sezon reprezentacji.
− Na pewno ma to swoje plusy. Na przykład będę mogła
na dłużej przyjechać do Kanady. – Zadarła głowę i szybko cmoknęła siatkarza w
nos.
− Czyli już zdecydowałaś, że przyjeżdżasz? −
Uśmiechnął się nieznacznie. Chyba świat zaczął robić się jakiś przyjaźniejszy.
− Pewnie! W końcu ja też muszę kiedyś poznać twoją
rodzinę, co nie?
Z wielką przyjemnością przedstawiam kolejny rozdział. Nie mam zbyt dużo do powiedzenia na jego temat, ale mam nadzieję, że przypadł wam do gustu.
Pozdrawiam
Violin
Przypadł, przypadł do gustu, ale się zgubiłam...Jak to jest z jego wiekiem? To ile Sharon miał lat na początku, jak się zaczynało opowiadanie? Bo niedawno przenieśliśmy się w przyszłość, kawałek i nagle on ma dziewiętnaście lat? Nie rozumiem? Czy może on był młodszy w przeszłości, czy jest tu jakiś błąd rzeczowy? Proszę o wyjaśnienie. Sprawdzę odpowiedź pod komentarzem, bo mnie to męczy ;_;
OdpowiedzUsuńAle ogólnie to chyba taki jeden ze smutniejszych rozdziałów w tym opowiadaniu. Sharone i kontuzja, no kurcze...Nieszczęścia chodzą jednak po ludziach. Jeszcze okazało się, że to coś poważnego! Złamanie kości i tylko dwa wyjścia leczenia. A może to aż dwa wyjścia? Tylko oba niosą ze sobą przykre konsekwencje.
Cieszy mnie, że Asia jest na tak do wyjazdu do Canady i poznania swoich teściów. Już nie mogę doczekać się tego momentu :D To będzie świetne!
A wracając do tego wieku to jak Sharone ma dziewiętnaście, to ona musi być od niego starsza skoro studiuje i już ma kilka semestrów za sobą.
Nie przeżyję tego bez wytłumaczenia. Czekam,
N
Naprawdę tak bardzo wszystko pokomplikowałam? Z tym wiekiem to jest tak, że w momencie rozpoczęcia opowiadania i Asia i Shoe mają dziewiętnaście lat ( rocznik 1998). Akcja opowiadania zaczyna się na początku października 2017. Shoe zaczyna pierwszy sezon w klubie, a Asia pierwszy semestr studiów. I właśnie zastanawia mnie, skąd mogło się wziąć te kilka semestrów? Teraz w opowiadaniu jest mniej więcej połowa marca 2018.
UsuńMam nadzieję, że wyjaśniłam i jeszcze raz przepraszam jeśli coś pokomplikowałam.
Pozdrawiam
Violin
Mój błąd, źle zrozumiałam :D Nie wiem czemu, ale ja ich sobie wyobrażałam starszych XD tak po dwudziestce hahah
UsuńDziękuję za wyjaśnienia i do następnego!