− Dwieście dziewięćdziesiąt pięć, dwieście
dziewięćdziesiąt sześć, dwieście dziewięćdziesiąt siedem…
− Co ty, plamy na suficie liczysz, czy co?
Asia jęknęła cicho i niechętnie obróciła głowę w
stronę drzwi. O framugę nonszalancko opierał się Radzio. Patrzył na dziewczynę
znad drucianych okularów, a na jego twarzy błąkał się kpiący uśmiech.
− A co mam niby robić? – fuknęła. – Uczyłam się cały
dzień, więc chyba mogę poświęcić chwilę na wgapianie się w niebo.
Chłopak z irytacją wypuścił powietrze. Podszedł
bliżej i usiadł na łóżku obok współlokatorki.
− Jest połowa maja, robi się ciepło, a ty wychodzisz
z mieszkania tylko na zajęcia – zauważył. – Trochę się martwię.
Przewróciła oczami. Podciągnęła nogi pod brodę i
szczelniej przykryła się kocem.
− Nic mi nie jest – burknęła. – Po prostu nie chcę
marnować energii na zbędne czynności.
− Jasne, a ja jestem królową Anglii.
− Dlaczego by nie? Też lubisz kapelusze.
− Asia…
− O co ci chodzi?! – wybuchnęła. – Od kilku dni
dręczysz mnie jakimiś durnymi pytaniami, zakłócając mój święty spokój.
− Spokojnie, chcę tylko pomóc. – Radek chwycił jej
ramię i zmusił, by spojrzała mu prosto w oczy.
− Niby komu?
− Tobie! Odkąd Shoe wyjechał do Kanady zachowujesz
się jak nie ty. Chodzisz tak jakoś bez celu, bez uśmiechu, prawie cały czas się
uczysz i tyle razy zrzuciłaś z Jacka z łóżka, że ten zaczął spać ze mną.
Aśka spuściła wzrok i mruknęła coś pod nosem. Zaczęła
skubać rękaw od bluzy, jednocześnie bezgłośnie ruszając ustami.
− Coś ci się wydaje – mruknęła bez większego
przekonania.
− Nie – pokręcił gwałtownie głową. – Naprawdę się
niepokoję.
Westchnęła cicho. Milczała przez chwilę, myśląc nad
czymś intensywnie, aż w końcu przyznała niechętnie:
− Może masz trochę racji. Tęsknie po prostu za
Sharonem, czy to dziwne?
− Oczywiście, że nie – zapewnił szybko Radzio. – Wszyscy przewidzieli, że
będziesz smutna, bo w końcu wy się na serio kochacie, ale jednak… jest po
prostu źle.
Zacisnęła usta w wąską kreskę. Wiedziała, że chłopak
ma racje. Choć codziennie rozmawiała z Evansem, wymieniali miliony smsów, to i
tak cały czas w sercu odczuwała jakąś dziwną pustkę. Za każdym razem, gdy
późnym wieczorem kończyła rozmowę z siatkarzem, wyłączała komputer, a potem
przez kilkadziesiąt minut leżała bez ruchu, pustym wzrokiem wpatrując się w
sufit. Jej życie z dnia na dzień stało się nieprzyzwoicie monotonne.
− Chyba trochę przesadzam – stwierdziła, z rezygnacją
przeczesując włosy. – Niby przygotowywałam się na to, że będzie mi go brakować,
ale jednak… tak strasznie za nim tęsknie. Gdy się poznaliśmy, byłam totalnie
podjarana tym, że jest siatkarzem. Potem się z nim zaprzyjaźniłam. A potem
zostaliśmy parą! Tak po prostu!
− To normalne. Ludzie od wieków łączą się w pary.
− Wiem! – jęknęła. – I na początku też myślałam, że
to będzie tylko kolejny związek, nie liczyłam na nic większego. Ale teraz?
Teraz czuję, że to coś o wiele większego. Nie ma go miesiąc, a ja przeżywam to
tak, jakby nie było go rok. I nie wyobrażam sobie, co będzie, gdy na przykład
wyjedzie na kadrę i nie będę go widzieć przez trzy miesiące.
− Przekonasz się w przyszłym roku. – Wzruszył
ramionami Radek.
− Właśnie o to chodzi! – Uderzyła otwartą dłonią w
pościel. − Normalnie nie planowałabym, co będę robić za rok. Jednak ostatnio
nakrywam się na tym, że swoją przyszłość wyobrażam sobie w kontekście Sharona.
Że cokolwiek bym nie wymyśliła, zawsze biorę go pod uwagę.
− Po prostu go kochasz. – Chłopak uśmiechnął się
szeroko.
− To nie jest odpowiedź na wszystko – burknęła.
− A może jest. Wiesz, mnie się zawsze wydawało, że
życie w pewnym sensie opiera się na miłości.
Prychnęła kpiąco. Spodziewała się usłyszeć coś w tym
stylu. Radzio był w końcu starym romantykiem i dla niego „racjonalne” myślenie
było pojęciem totalnie obcym.
− Trzeba było pogadać z Sarą – mruknęła pod nosem. –
Ona dałaby przynajmniej jakieś konkretne rady.
− Jezu, Aśka, daj spokój – fuknął chłopak. – Tu nie
chodzi o Rady, tylko o fakt, że najprawdopodobniej trafiłaś na faceta, który po
prostu jest tobie pisany. I niewiele możesz z tym zrobić. Więc na twoim miejscu
wziąłbym głęboki oddech i uzmysłowił sobie, że hej, jeszcze tylko miesiąc, a po
drugie macie przed sobą całe życie!
− Tak uważasz? – uśmiechnęła się nieśmiało.
− jak najbardziej! – zapewnił szybko. – Zresztą nie
ja jeden. Jola już wybiera sukienkę na wasz ślub.
Mimowolnie parsknęła śmiechem. To było do
przewidzenia.
− Chyba masz racje – przytaknęła. Następnie wyjrzała
przez okno i uśmiechnęła się szeroko. – To co? Idziemy na lody?
***
− Nakryj do stołu, Shoe!
− Już idę, mamo! – odkrzyknął Sharone, niechętnie
zwlekając się z łóżka. Wsunął na stopy przymałe od dawna kapcie i powłócząc
nogami ruszył na parter.
Ostatnie dni były dla niego cokolwiek męczące. Pogoda
w Toronto była pod zdechłym psem, rzucało przysłowiowymi żabami i kto posiadał
choć odrobinę mózgu, ten nie wychylał nosa z domu. Wszyscy siedzieli w ciepłych
salonach, nie zamierzając ruszać się z swoich kanap.
A dla Sharona oznaczało to totalne nudy. Choć po
przyjeździe do Kanady był strasznie podekscytowany tym, że wrócił do domu, to
jego dni szybko stały się monotonne. Codziennie rano jechał na rehabilitacje,
ćwiczył przez kilka godzin, rozmawiał z rehabilitantami i trenerem, by potem
wrócić do domu i spędzić resztę dnia w swoim pokoju, ewentualnie co pewien
wychodząc gdzieś z siostrami, czy pomagając mamie.
Tylko, że po miesiącu okazało się, że wykonał już
wszystkie możliwe prace domowe. I to kilka razy.
− Pojawiła się nasza śpiąca królewna – zaśmiała się
kpiąco Theana, gdy tylko atakujący przekroczył próg kuchni.
Sharone posłał siostrze mordercze spojrzenie, a potem
bez słowa podszedł do szafki, by wyjąć talerze.
− Nie bocz się na nas, braciszku, przecież nas
kochasz, co nie?– zażartowała siedząca po drugiej stronie Kadeisha
− Oczywiście, jakże by inaczej – prychnął. – Inaczej
już dawno wylądowałbym w psychiatryku. I to na swoje własne życzenie.
− Bez przesady, nie jesteśmy aż takie złe?
− Szczerze? Myślę, że nawet sam Lucyfer przy was to
aniołek.
− No wiesz co! Teraz już przesadziłeś!
Thea już odsuwała krzesło, by dopaść brata i
wytarmosić go porządnie, jednak w ostatniej chwili powstrzymał ją stanowczy
głos krzątającej się przy kuchence mamy.
− Dajcie spokój, dzieciaki – skarciła ich kobieta. –
Zaraz będzie obiad, więc dziewczyny zróbcie coś z tymi swoimi papierami, a ty
Shoe w końcu nakryj do stołu.
− Tak, mamo – mruknęło synchronicznie rodzeństwo.
Z swoimi zadaniami uporali się wyjątkowo szybko i już
kilka minut później wszyscy w czwórkę siedzieli przy stole, jedząc popisową
zapiekankę Estera Evans. A dokładniej żeńska część rodziny jadła, Sharone
dosłownie pożerał swoją porcję.
− Dlaczego się na mnie gapisz? – zapytał z wyrzutem,
gdy zauważył, że Theana obserwuje go z pobłażliwym uśmiechem na twarzy.
− Zastanawiam się, czy przy swojej dziewczynie też
zachowujesz się jak neandertalczyk – odpowiedziała, odchylając się na krześle i
zakładając ręce za głowę.
− Thea, odpuść bratu
– Pani Evans posłała córce karcące spojrzenie. – Ale inną sprawą jest,
że niewiele o tej swojej dziewczynie mówisz. – Zauważyła. – A coś tam
wspominałeś, że ma do nas przyjechać niedługo.
Shoe przełknął nerwowo ślinę. Ostatnimi czasy
niechętnie wspominał o Asi. Choć rozmawiali ze sobą codziennie, to jednak
tęsknił niemiłosiernie. Za każdym razem, gdy musieli się pożegnać, w jego sercu
pojawiało się dziwne ukłucie.
− Tak, przyjedzie – potwierdził niepewnym głosem. –
Pierwszego lipca, jak tylko skończy egzaminy. Mam nadzieję, że to nie problem?
− Oczywiście, że nie! – prychnęła kobieta. – Jak w
ogóle mógłbyś pomyśleć inaczej! Koniecznie chcę poznać osobę, przez którą mój
syn chodzi tak, jakby unosił się kilka centymetrów nad ziemią.
Chłopak zaczerwienił się mimowolnie. Spuścił wzrok i
odchrząknął znacząco.
− Wcale, że nie…
− Daj spokój. − Kadi z irytacją machnęła ręką. –
Żadna z nas nie jest ślepa. Ta dziewczyna, kimkolwiek by nie była, totalnie
zawróciła ci w głowie.
− Może macie trochę racji – przyznał niechętnie.
− Oczywiście, że mamy. – pobłażliwie spojrzała na
niego Thea. – I dlatego już nie możemy się doczekać, kiedy poznamy… no… jak ona
miała na imię?
− Asia – mruknął. – Ma na imię Asia.
− No właśnie! – Dziewczyna klasnęła triumfalnie. – W
każdym razie, koniecznie chcemy ją poznać.
− I przekabacić na naszą stronę – dodała.
− Ja też niecierpliwie wyczekuje tego spotkania –
przyznała Estera. – W końcu chodzi o moją przyszłą synową. – Uśmiechnęła z
rozmarzeniem.
Sharone z wrażenia aż odsunął się od stołu.
− Hej, nie wspominaliśmy o żadnych synowych.
− Nie żadnych, tylko jednej konkretnej – poprawiła go
matka. – Najpierw zaplanujemy ślub, a potem czekam na wnuki.
W tym momencie Sharone już totalnie zgłupiał. Patrzył
na mamę szeroko otwartymi oczami i niczym ryba to otwierał, to zamykał usta.
− Mamo, my mamy dziewiętnaście lat. Dzieci są
zdecydowanie ostatnim, o czym teraz myślimy.
− Jasne – Przewróciła oczami. – Pamiętaj, że życie
jest nieprzewidywalne, skarbie.
− Ale jednak nie tak. – Uśmiechnął się krzywo.
Kobieta uniosła z niedowierzeniem jedną brew, ale nie
kontynuowała tematu. Przez resztę posiłku rozmawiali o jakiś zupełnych
głupotach, jak najnowsze książki czy filmy z kotami. Atakującego cieszył taki obrót
wydarzeń. Mógł odetchnąć z ulgą i w końcu wyluzować.
Jednak, gdy kilka godzin później wyszedł na spacer, rozmowa
znów do niego wróciła.
Spokojnie przechadzał się między niskimi domami. W
końcu wyszło słońce, więc nie tylko on wyszedł z domu. Na szerokich chodnikach
roiło się od spacerowiczów – młodych ludzi, staruszków, rodziny z dziećmi. Cały
przegląd społeczeństwa.
Zatrzymał się przy boisku, na którym kiedyś grywał z
tatą w koszykówkę. Oparł się o barierkę i nieznacznie zmrużył oczy. Kilku
chłopców, w wieku około jedenastu grało zażarcie, a pomarańczowa, zużyta piłka
co chwilę z hukiem odbijała się o asfalt.
Nagle przed oczami Evansa pojawił się dziwny obraz.
Widział siebie za jakieś piętnaście lat. Stał na tym samym boisku, a przed
piłkę odbijał mały chłopiec. Skórę miał zdecydowanie jaśniejszą, oczy zielone,
ale poza tym wyglądał dosłownie jak Shoe.
Atakujący pokręcił gwałtownie głową. Obraz zniknął,
lecz na twarzy chłopaka został nieznaczny uśmiech.
− Może kiedyś – mruknął pod nosem, a potem odwrócił
się i ruszył w dalszą drogę.
***
Sharone nerwowo przestąpił z nogi na nogę i jeszcze
raz zerknął na tablice przylotów. Jeszcze pięć minut, tylko pięć minut.
Odetchnął głęboko. Zacisnął palce na telefonie, z
trudem powstrzymując się przed tym, by nie wybrać numeru swojej dziewczyny.
Wiedział doskonale, że i tak nie odbierze, bo jej samolot właśnie krąży nad
lotniskiem w Toronto.
„ Wyluzuj, Shoe” skarcił samego siebie. „Zaraz znów
ją zobaczysz, przytulisz i nie puścisz przez kolejny miesiąc.”
Z irytacją przeczesał dłonią włosy. Ostatnie tygodnie
były dla niego trudne, ale w końcu się skończyły. I teraz nareszcie miał spotkać Asię.
Uśmiechnął się pod nosem. Przez ostatnie dwa
tygodnie, dosłownie odliczał godziny do tej chwili. Tak, jakby w momencie, w
którym wpadną w swoje ramiona, zniknęły wszystkich ich problemy.
Przymknął oczy i przypomniał sobie ich ostatnią
rozmowę.
− O której jutro
wylatujesz? – zapytał po raz dziesiąty Shoe.
− O piątej po
południu, ląduję o ósmej wieczorem twojego czasu, już ci mówiłam. Musisz
popracować nad pamięcią. – Uśmiechnęła się nieznacznie, stukając palcem w ekran
laptopa.
Chłopak
przewrócił oczami. Oczywiście, że pamiętał. Tylko chciał się upewnić. Tak na
wszelki wypadek.
− Będę śledzić
twój samolot. No wiesz, na komputerze.
− Stalker –
parsknęła śmiechem. – Jak spadniemy, to twoje śledzenie na niewiele się zda.
− Ale
przynajmniej będę wiedzieć, gdzie jesteś. To dla mojego zdrowia psychicznego.
Pokręciła z
zrezygnowaniem głową, ale nadal się uśmiechała. On zresztą także. Szczególnie,
że tego dnia w oczach dziewczyny pobłyskiwała już ekscytacja i
zniecierpliwieniem. Wcześniej dostrzegał głównie żal.
− Już nie mogę
się doczekać twojego przyjazdu. – Delikatnie musnął palcem monitor, wyobrażając
sobie, że tak naprawdę dotyka twarzy Joasi.
− Ja też –
szepnęła. – Tak strasznie chcę cię już przytulić…
− Wiem. –
Głośno przełknął ślinę, czując jak oczy zaczynają go szczypać. – Ale już jutro
się zobaczymy.
Z rezygnowaniem
pokiwała głową. Widać było, że nawet te kilkanaście godzin, stanowi dla niej
problem.
− To już jutro
– zapewnił, starając się dodać jej otuchy. – Już jutro.
I to jutro w końcu nadeszło. Nareszcie stał na lotnisku
i czekał, aż w końcu ją zobaczy.
Minuty wlekły się niemiłosiernie. Co chwilę nerwowo
spoglądał na zegarek, sprawdzając, która jest godzina.
W końcu ją zauważył. W tłumie mignęły mu rudawe
włosy, a sekundę później spomiędzy ludzi wyłoniła się Asia. Zmęczona długą
podróżą, miała lekko rozczochrane włosy i pomiętą bluzkę, ale na widok Sharona,
na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
− To ty – szepnęła, stając jak rażona piorunem.
− To ja. – Niepewnie kiwnął głową. –
Przełknęła głośno ślinę. Zamrugała szybko i wzięła
głęboki oddech. Przez chwilę wpatrywała się w Sharona załzawionymi oczami, by w
końcu puścić rączkę walizki i po prostu rzucić się chłopakowi na szyję.
− Tak strasznie za tobą tęskniłam – wychrypiała, a
potem namiętnie wbiła się w jego usta.
Oddał pocałunek, pogłębiając się go jeszcze bardziej.
Dłonie położył na biodrach dziewczyny i przyciągnął ją do siebie. Całowali się
tak, jakby zaraz miał się skończyć świat, jakby nie widzieli się dwa lata, a
nie dwa miesiące, jakby zaraz oboje mieli zginąć.
− Ja też się stęskniłem – powiedział, gdy oderwali
się od siebie. – Nawet nie wie wiesz, jak bardzo mi ciebie brakowało.
Z wielką przyjemnością przedstawiam przedostatni już rozdział tej historii. Został tylko jeden + epilog i pożegnamy się z Asią i Sharonem.
Ode mnie to tyle. Przyznam, że kompletnie nie mam pojęcia, co jeszcze mogłabym napisać.
Pozdrawiam
Violin
Oj myślałam, że ten rozdział będzie takim przejściowym o tęsknocie i rozłące naszej parki. Oni serio ciężko to znosili i aż mi samej było przykro.
OdpowiedzUsuńAsia chowająca i nie wychodząca z domu. Do tego trochę miała w nosie swojego kota, który wolał spać z Radkiem hahaha. Dobrze, że wpadł Radek i trochę jej wszystko wytłumaczył najprostszą łopatologią, bo ona pewnie nadal siedziałaby w tym pokoju. Zgadzam się z nim w stu procentach, że Asia i Sharone są dla siebie stworzeni! Najlepsi! <3
A Shoe? Kisił się w domu, doszła mu do tego jeszcze rehabilitacja, jeszcze tęsknota i wkurzające siostry. Człowiek mógł wybuchnąć, bo to niezła mieszanka ;o aczkolwiek bardzo spodobała mi się atmosfera w jego rodzinie, która już zaplanowała mu ślub i dzieci :D
No i końcóweczka, taki miły kontraścik to początku, który był smutnawy i tu bam wjechał przylot i miłość zakwitła wszędzie. Fajnie! Teraz czekamy na spotkanie Asi z rodzinką Evansów.
N