− Trochę się denerwuję – mruknęła Asia, gdy razem z
Sharonem stanęli przed drzwiami do jego domu. – Może to jednak za wcześnie.
− Daj spokój. – Chłopak z irytacją machnął rękę. – Ja
spędziłem z twoją rodziną święta, więc ty możesz wpaść do mojej na wakacje.
Uśmiechnęła się krzywo, cały czas nerwowo
przestępując z nogi na nogę. Widząc jej niepewną minę, Shoe chwycił jej dłoń,
ścisną pokrzepiająco i dopiero wtedy pewnie otworzył drzwi.
− Już jesteśmy, mamo! – krzyknął w głąb mieszkania.
− Nareszcie! −
Z kuchni wyłoniła się przysadzista, czarnoskóra kobieta w wyciągniętej
czerwonej bluzce i wysoko upiętymi włosami. – Zrobiłam kolacje, jeśli się nie
pospieszycie to wystygnie. – Posłała im naglące spojrzenie.
− Dobry wieczór. – Tylko tyle była wstanie wydusić z
siebie Joasia.
Pani Evans spojrzała na nią zaskoczona, ale po
sekundzie na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
− Czyli to ty jesteś Asia, tak? Tak strasznie się
cieszę, że w końcu mogę cię poznać. – Szybko podeszła bliżej i przytuliła dziewczynę,
za nim ta zdążyła się zorientować, co się dzieje. – Ja mam na imię Estera i
jestem mamą tego rozrabiaki. – Posłała synowi znaczące spojrzenie. – Możesz mi
mówić mamo. Ale nie dlatego, że spotykasz się moim synem. Po prostu wszyscy tak
do mnie mówią.
Dziewczyna szybko pokiwała głową. Nadal jednak stała
nieprzyzwoicie wręcz wyprostowana, oddychając płytko.
− Bardzo… bardzo mi miło – wydukała w końcu.
Estera przewróciła oczami i pokręciła głową z udawaną
dezaprobatą.
− Nie możesz się tak spinać kochanie. Ja nie gryzę
naprawdę. – Uśmiechnęła się ciepło. – Za to robię naprawdę dobrą szarlotkę. A
ty powinnaś coś zjeść, bo wyglądasz jakby cię miało zaraz zwiać – dodała, a
potem odwróciła się na pięcie i zniknęła w kuchni.
Janicka posłała Sharonowi desperackie spojrzenie, w
niemej prośbie o pomoc.
− To moja mama. Z nią nie wygrasz. – Chłopak jedynie
rozłożył bezradnie ręce, a potem chwycił Polkę za nadgarstek i pociągnął za
sobą.
Jak się okazało szarlotka pani Evans nie była dobra.
Była nieziemska. Dokładnie w momencie, w którym Asia wsadziła do ust pierwszy kawałek
ciasta, uleciało z niej całe napięcie. Nagle poczuła się tak, jakby zagracona
kuchnia była jej domem, a siedzące obok kobieta, dobrą ciocią.
− Smakuje, dzieciaki?
− Jest genialne – przyznała dziewczyna. – Nigdy nie
jadłam lepszej. – Na potwierdzenie swoich słów nałożyła sobie jeszcze jeden
kawałek.
− Moją opinie już znasz. Nadal nie wiem jakim cudem,
przy mamy kuchni jestem taki chudy. To chyba magia. – Sharone wyszczerzył się
głupkowato.
− Raczej twoja złośliwość. Jedyny w rodzinie, który
może jeść wszystko i nie tyć. – Estera z wyrzutem trzepnęła syna ścierką.
Chłopak odruchowo skulił się na krześle i z
przesadnie krzywą miną, pomasował niekoniecznie obolałe ramię.
− A właśnie, co do rodziny, to gdzie się podziały
moje kochane siostry? – zapytał, wkładając do ust zdecydowanie za duży kawałek
szarlotki.
− Kaid ma dzisiaj do późna zajęcia na uczelni, a Thea
powinna zaraz wrócić z spotkania o pracę – wyjaśniła kobieta.
Dokładnie w tym momencie rozległ się dzwonek do
drzwi. Sharone momentalnie poderwał się z miejsca, wybiegł z kuchni by po
chwili wrócić z o wiele niższą, ale łudząco podobną dziewczyną.
− Theana, Asia, Asia, Theana. – Przedstawił siostrę
partnerce i partnerkę siostrze.
− Cześć! – Obydwie synchronicznie pomachały ręką, co
wyglądało cokolwiek śmiesznie.
− Czyli to na twoim punkcie mój brat totalnie
zwariował, tak? – Thea siadła przy stole i od razu nałożyła sobie pokaźny
kawałek szarlotki.
− Czy zwariował to nie jestem pewna. – Janicka
zarumieniła się mimowolnie.
Kanadyjka roześmiała się serdecznie.
− Wręcz oszalał! Wierz mi, przez ostatnie dwa
miesiące chodził jak struty. A teraz? Dosłownie promienieje szczęściem! –
Szturchnęła brata w ramie.
Ten mruknął coś pod nosem, lecz widząc karcące
spojrzenie mamy, odchrząknął nerwowo i minimalnie odsunął talerz.
− Moja siostra ma racje – przyznał niechętnie. – Choć
szaleństwo to za mało powiedziane. – Posłał ukochanej czuły uśmiech, a ona znów
się zaczerwieniła.
Na ten widok zarazem Theana, jak i Pani Evans,
wybuchnęły głośnym śmiechem. Co oczywiście spowodowało, że Asia jeszcze
bardziej zapragnęła zapaść się pod ziemię. Desperacko spojrzała na Sharona,
lecz i on wydawał się dobrze bawić.
Odetchnęła głęboko. Napięła, a potem rozluźniła
mięśnie.
„Weź się w garść dziewczyno” skarciła samą siebie. „
Przecież nic takiego się nie dzieje, a
ty jak zwykle panikujesz.”
− Od jak dawna jesteście razem? – zapytała nagle
Thea.
Joasia nieznacznie potrząsnęła głową, chcąc
przywrócić sobie zdolność trzeźwego
myślenia. Już otwierała usta, by odpowiedzieć, jednak Shoe ją uprzedził.
− Od listopada, czyli… − szybko policzył na palcach.
– Od jakiś ośmiu miesięcy.
Kanadyjka zagwizdała z podziwem.
− Szacun, braciszku. Jeszcze nigdy żadna z tobą tak
długo nie wytrzymała. Albo odkryłeś eliksir miłości, ale Asia naprawdę cię
kocha.
− Oczywiście, że mnie kocha! – Na potwierdzenie
swoich słów, Sharone pochylił się nad stołem i namiętnie pocałował Janicką.
Ona, zupełnie odruchowo, oddała pocałunek, jednocześnie jednak, klnąc na czym
świat stoi. Serio? Teraz musiał
wyskoczyć z całowanie.
− Ej, ale o te wnuki dla mamy, to się starać
będziecie później – przerwała im ze śmiechem Theana.
Zaskoczona Asia, spojrzała na chłopaka i bezgłośnie
ruszając ustami, zadała mu znaczące pytanie:
„Jakie znowu wnuki?”
Bezradnie rozłożył ręce. Co miał poradzić na to, że
jego rodzina już układała im życie?
Jednocześnie jednak w jego oczach pojawił się dziwny
błysk. Jakby wizja potencjalnych wnuków, przypadła mu do gustu.
„Chyba w twoich snach” prychnęła w myślach.
Shoe chyba doskonale wiedział, o czym myśli
dziewczyna, bo uśmiechnął się chytrze, a potem jak gdyby nigdy nic wrócił do
rozmowy z rodziną.
Teraz przeszli na zdecydowanie bardzie trywialne,
neutralne tematy, a Joasia w końcu odetchnęła z ulgą. Ba, z chęcią przyłączyła
się nawet do rozmowy, by po chwili już całkowicie się rozluźnić. Nawet później,
gdy wróciła druga siostra Sharona, Kadeisha, a Polka znów musiała odpowiedzieć
na zestaw pytań, dotyczący własnej osoby, czuła się naprawdę wyluzowana.
Zarazem pani Evans, jak i jej córki okazały się bardzo sympatycznymi,
uśmiechniętymi kobietami, które z otwartymi ramionami przyjęły Asię do rodziny,
jakby od zawsze była jej częścią.
− Chyba nie było tak źle – stwierdził Sharone, gdy
późnym wieczorem kładli się spać. – Znów niepotrzebnie się martwiłaś.
− Miałam do tego prawo – fuknęła, kładąc się przy
ścianie. – Jaką miałam pewność, że mnie polubią?
W odpowiedzi chłopak jedynie roześmiał się głośno, a
potem położył się obok dziewczyny, objął ją ramieniem i czule pocałował w kark.
− Bo przecież cię kocham – szepnął. – A to jest
odpowiedź na wszystkie pytania.
***
Kolejne dni zamieniły się dla pary w istną
sielankę. Choć codziennie rano Shoe
musiał stawić się na rehabilitacji, to świadomość tego, że w domu czeka na
niego ukochana, dodawała mu tylko chęci do ćwiczeń. Fizjoterapeuci byli wręcz
zszokowani tym, w jakim tempie zaczął nagle robić postępy. Zaczęto nawet
sugerować, że przy odrobinie szczęścia, atakujący wróci do formy na mistrzostwa
świata.
Gdy chłopak był w ośrodku, Asia poznawała bliżej jego
rodzinę. Szybko znalazła wspólny język z siostrami Sharona. Razem z nimi
zwiedzała najbliższą okolice, odwiedzała miejsca z dzieciństwa siatkarza, co
rusz będą raczona śmiesznymi anegdotkami o małym Sharonie.
Po tym, jak Shoe wracał z ośrodka, obydwoje jedli
przygotowany przez panią Evans obiad ( która strasznie się cieszyła, że ma
dodatkowa osobę do wykarmienia), a potem wychodzili na miasto. Przez kolejne
kilka godzin włóczyli się bez sensu po ulicach Toronto, rozmawiając o wszystkim
i o niczym. Sharone pokazywał Joasi co ciekawsze miejsca, nie tylko te
turystyczne, opowiadał historyjki z nimi związane, a czasami przedstawiał
Janickiej dawno nie widzianych znajomych. Wieczorem siadywali w którejś z
niewielkich kawiarenek na nabrzeżu, by w milczeniu obserwować znikające za
horyzontem statki.
Oczywiście Shoe nie zamierzał kończyć zwiedzania
tylko na Toronto. Gdzieś w połowie lipca, pożyczył od wuja auto i razem z Asią,
wyruszyli w podróż po Kanadzie. W końcu dziewczyna koniecznie chciała zobaczyć
łosie, a mało prawdopodobne było, by któryś pojawił się w mieście.
Nie mieli żadnego planu, nie porobili żadnych
rezerwacji. W bagażniku mieli tylko po torbie z ubraniami, a w schowku koło
kierownicy trzymali jedną, wytartą mapę. Byli tylko we dwójkę. Niczego więcej
do szczęścia nie potrzebowali.
− Nie spodziewałam się, że tu będzie tak strasznie
wiało – sarknęła Asia, gdy któregoś dnia przechadzali się wzdłuż klifów w zatoce Fundy.
Wokół panowała prawie zupełna cisza. Pod ich stopami
szumiały fale, a nad głowami latały mewy. Po lewej stronie mieli niezmierzone
połacie oceanu, a po prawej, aż po horyzont, ciągnęły się zielone pola.
− Przecież mówiłem żebyś wzięła kurtkę. – Sharone
pokręcił głową z udawaną dezaprobatą. – Ten sweterek na pewno nie ochroni cię
przed przeziębieniem. A przecież mamy jeszcze tyle do zobaczenia!
Uśmiechnęła się pod nosem. Przystanęła i potoczyła
wzrokiem po przepięknej panoramie nabrzeża.
− Kanada to piękny kraj – szepnęła, mocniej otulając
się swetrem.
− Coś w tym jest. – Objął dziewczynę ramieniem i
powoli pokiwał głową. – Dobrze, że w końcu mam okazję by to zobaczyć. I to
jeszcze w tak wspaniałym towarzystwie. – Pochylił się i czule pocałował Joasię.
– Tak strasznie się cieszę, że przyjechałaś.
− Jak mogłabym zrobić inaczej – prychnęła. – Ledwo
daliśmy radę wytrzymać bez siebie dwa miesiące. Wyobrażasz sobie, że czekam do
września aż wrócisz?
Nie wyobrażał sobie. W tamtym momencie nie wyobrażał
sobie nawet, że kiedykolwiek mógłby się znów rozstać z ukochaną na dłużej niż
kilka godzin.
Znów ją pocałował, jakby upewniając się, że nadal
stoi obok.
− Wiesz, nie przypuszczałbym, że to skończy się w
taki sposób – zaczął tajemniczo, zamyślonym wzrokiem wpatrując się w morską
toń.
− Ale co? – Spojrzała na niego zaskoczona.
− Mój wyjazd do Europy – wyjaśnił. – Spodziewałem się
różnych rzeczy, od wielkiego, siatkarskiego sukcesu, przez powolne wspinanie
się na szczyt, na sromotnej porażce kończąc. Ale nigdy nie przypuszczałbym, że
odnajdę prawdziwą miłość.
− Prawdziwą miłość, powiadasz? – Odwróciła się i
kokieteryjnie przesunęła palcem po torsie chłopaka.
Uśmiechnął się nieznacznie i powoli pokiwał głową.
− Nie uważasz, że to jeszcze troszkę za wcześnie na
takie wyznania? – zapytała z powątpieniem. – Mimo wszystko mamy tylko
dziewiętnaście lat…
− Rocznikowo dwadzieścia – zauważył. – I tak, może
trochę przesadzam, ale co mam poradzić, że to właśnie czuję. – Odgarnął z czoła
dziewczyny zabłąkany kosmyk włosów. – Zresztą, ile razy już poruszaliśmy
kwestię wieku? Bo mnie się zdaje, że jakieś milion.
Mimowolnie parsknęła śmiechem. Coś w tym było. Za
każdym razem, gdy ich rozmowy zbaczały na poważniejsze sprawy, na wierzch
wychodziła kwestia wieku. Czy nie sią jeszcze za młodzi? Czy to nie za szybko? Czy
ich miłość nie jest tylko młodzieńczym złudzeniem? Co tak naprawdę wiedzą o
prawdziwym życiu?
Ale prawda była taka, że nie chcieli znać odpowiedzi.
− Ja też nie przypuszczałam, że to wszystko potoczy
się w taki sposób – przyznała w końcu Asia. – Przyjeżdżałam do Warszawy, by
zacząć wymarzone studia, co mi się udało, a przy okazji znalazłam chłopaka z
marzeń. Historia na niezłe romansidło, co nie? – Znacząco poruszyła brwiami.
Zaśmiał się cicho.
− Tylko, że to nie książka. To nasz życie – szepnął,
a potem pochylił się i namiętnie pocałował dziewczynę.
Oddała pocałunek. Zarzuciła ręce na szyję chłopaka, a
on chwycił ją w pasie, by przyciągnąć ją jeszcze bliżej. Odruchowo wsunął dłonie
pod koszulę Janickiej, zaczął błądzić palcami po jej plecach. Zamruczała z
przyjemnością.
Zaraz jednak wzdrygnęła się mimowolnie i jak rażona
piorunem odskoczyła od Sharona.
− Zimno jest – jęknęła, otulając się swetrem. –
Chcesz żebym się przeziębiła?
− Przepraszam, zapomniałem. – Z zakłopotaniem
podrapał się po policzku.
Asia pokręciła głową z udawaną dezaprobatą. Zaraz
jednak znów zbliżyła się do atakującego, wspięła się na palce i pocałowała go.
− Ale to nie oznacza, że mi się nie podobało –
wyszeptała. – Sugeruję jednak żebyśmy znaleźli jakieś cieplejsze miejsce,
najlepiej z wygodnym łóżkiem i tam kontynuowali.
Nie mógł się
nie zgodzić. Nie pod wpływem spojrzenia tych brązowych oczu.
Za nim jednak wrócili do samochodu, Sharone
postanowił zrobić coś jeszcze. Ostrożnie chwycił Joasię za ramiona, odwrócił w
stronę oceanu, a potem objął w pasie, opierając głowę na jej ramieniu.
− Chciałem ci to powiedzieć w takiej scenerii –
mruknął.
− Ale co takiego?
− Że cię kocham. I chcę spędzić z tobą całe życie.
Z wielką przyjemnością przedstawiam ostatni rozdział tego opowiadania. Nie napiszę o nim zbyt wiele, ale mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Zapraszam jeszcze tylko na epilog, a później żegnamy się z Asią i Sharonem.
Pozdrawiam
Violin
Wrócę wieczorem z komentarzem :)
OdpowiedzUsuńI mamy w końcu Kanadę na sto procent :)))
UsuńKrótki ten rozdział i szczerze powiedziawszy spodziewałam się innej wersji spotkania z rodziną Evansów, ale nie narzekam. Po prostu ten wątek trochę połknęłaś i no czuję się nienasycona.
Chyba najważniejsze, że wszyscy polubili Asię i w sumie to nie jest dziwne, bo jej się nie da nie lubić. Jest mega pozytywna i łatwo zjednuje sobie ludzi. Tak też było z mamą Sharona.
Najlepsza któraś z sióstr jak śmiała się i nie mogła uwierzyć, że Shoe ma dziewczynę i dziwiła się, że ona z nim wytrzymuje. Typowe złośliwe, ale kochane rodzeństwo XD
Napisałabym, że nie mogę uwierzyć, że to już koniec, ale po końcówce rozdziału, nie mogę. Wszystko idzie w jednym kierunku, który wyznacza naszym bohaterom szczęśliwy koniec :D No i fajnie, bo oni są sobie pisani.
Pytanie czego spodziewać się w epilogu? Czyżby upragnione wesele? Czekam,
N