Ariana dla WS | Blogger | X X

14 lip 2018

Rozdział 20


− Trochę się denerwuję – mruknęła Asia, gdy razem z Sharonem stanęli przed drzwiami do jego domu. – Może to jednak za wcześnie.
− Daj spokój. – Chłopak z irytacją machnął rękę. – Ja spędziłem z twoją rodziną święta, więc ty możesz wpaść do mojej na wakacje.
Uśmiechnęła się krzywo, cały czas nerwowo przestępując z nogi na nogę. Widząc jej niepewną minę, Shoe chwycił jej dłoń, ścisną pokrzepiająco i dopiero wtedy pewnie otworzył drzwi.
− Już jesteśmy, mamo! – krzyknął w głąb mieszkania.
− Nareszcie! −  Z kuchni wyłoniła się przysadzista, czarnoskóra kobieta w wyciągniętej czerwonej bluzce i wysoko upiętymi włosami. – Zrobiłam kolacje, jeśli się nie pospieszycie to wystygnie. – Posłała im naglące spojrzenie.
− Dobry wieczór. – Tylko tyle była wstanie wydusić z siebie Joasia.
Pani Evans spojrzała na nią zaskoczona, ale po sekundzie na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
− Czyli to ty jesteś Asia, tak? Tak strasznie się cieszę, że w końcu mogę cię poznać. – Szybko podeszła bliżej i przytuliła dziewczynę, za nim ta zdążyła się zorientować, co się dzieje. – Ja mam na imię Estera i jestem mamą tego rozrabiaki. – Posłała synowi znaczące spojrzenie. – Możesz mi mówić mamo. Ale nie dlatego, że spotykasz się moim synem. Po prostu wszyscy tak do mnie mówią.
Dziewczyna szybko pokiwała głową. Nadal jednak stała nieprzyzwoicie wręcz wyprostowana, oddychając płytko.
− Bardzo… bardzo mi miło – wydukała w końcu.
Estera przewróciła oczami i pokręciła głową z udawaną dezaprobatą.
− Nie możesz się tak spinać kochanie. Ja nie gryzę naprawdę. – Uśmiechnęła się ciepło. – Za to robię naprawdę dobrą szarlotkę. A ty powinnaś coś zjeść, bo wyglądasz jakby cię miało zaraz zwiać – dodała, a potem odwróciła się na pięcie i zniknęła w kuchni.
Janicka posłała Sharonowi desperackie spojrzenie, w niemej prośbie o pomoc.
− To moja mama. Z nią nie wygrasz. – Chłopak jedynie rozłożył bezradnie ręce, a potem chwycił Polkę za nadgarstek i pociągnął za sobą.
Jak się okazało szarlotka pani Evans nie była dobra. Była nieziemska. Dokładnie w momencie, w którym Asia wsadziła do ust pierwszy kawałek ciasta, uleciało z niej całe napięcie. Nagle poczuła się tak, jakby zagracona kuchnia była jej domem, a siedzące obok kobieta, dobrą ciocią.
− Smakuje, dzieciaki?
− Jest genialne – przyznała dziewczyna. – Nigdy nie jadłam lepszej. – Na potwierdzenie swoich słów nałożyła sobie jeszcze jeden kawałek.
− Moją opinie już znasz. Nadal nie wiem jakim cudem, przy mamy kuchni jestem taki chudy. To chyba magia. – Sharone wyszczerzył się głupkowato.
− Raczej twoja złośliwość. Jedyny w rodzinie, który może jeść wszystko i nie tyć. – Estera z wyrzutem trzepnęła syna ścierką.
Chłopak odruchowo skulił się na krześle i z przesadnie krzywą miną, pomasował niekoniecznie obolałe ramię.
− A właśnie, co do rodziny, to gdzie się podziały moje kochane siostry? – zapytał, wkładając do ust zdecydowanie za duży kawałek szarlotki.
− Kaid ma dzisiaj do późna zajęcia na uczelni, a Thea powinna zaraz wrócić z spotkania o pracę – wyjaśniła kobieta.
Dokładnie w tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Sharone momentalnie poderwał się z miejsca, wybiegł z kuchni by po chwili wrócić z o wiele niższą, ale łudząco podobną dziewczyną.
− Theana, Asia, Asia, Theana. – Przedstawił siostrę partnerce i partnerkę siostrze. 
− Cześć! – Obydwie synchronicznie pomachały ręką, co wyglądało cokolwiek śmiesznie.
− Czyli to na twoim punkcie mój brat totalnie zwariował, tak? – Thea siadła przy stole i od razu nałożyła sobie pokaźny kawałek szarlotki.
− Czy zwariował to nie jestem pewna. – Janicka zarumieniła się mimowolnie.
Kanadyjka roześmiała się serdecznie.
− Wręcz oszalał! Wierz mi, przez ostatnie dwa miesiące chodził jak struty. A teraz? Dosłownie promienieje szczęściem! – Szturchnęła brata w ramie.
Ten mruknął coś pod nosem, lecz widząc karcące spojrzenie mamy, odchrząknął nerwowo i minimalnie odsunął talerz.
− Moja siostra ma racje – przyznał niechętnie. – Choć szaleństwo to za mało powiedziane. – Posłał ukochanej czuły uśmiech, a ona znów się zaczerwieniła.
Na ten widok zarazem Theana, jak i Pani Evans, wybuchnęły głośnym śmiechem. Co oczywiście spowodowało, że Asia jeszcze bardziej zapragnęła zapaść się pod ziemię. Desperacko spojrzała na Sharona, lecz i on wydawał się dobrze bawić.
Odetchnęła głęboko. Napięła, a potem rozluźniła mięśnie.
„Weź się w garść dziewczyno” skarciła samą siebie. „ Przecież nic takiego się nie dzieje,  a ty jak zwykle panikujesz.”
− Od jak dawna jesteście razem? – zapytała nagle Thea. 
Joasia nieznacznie potrząsnęła głową, chcąc przywrócić sobie zdolność  trzeźwego myślenia. Już otwierała usta, by odpowiedzieć, jednak Shoe ją  uprzedził.
− Od listopada, czyli… − szybko policzył na palcach. – Od jakiś ośmiu miesięcy.
Kanadyjka zagwizdała z podziwem.
− Szacun, braciszku. Jeszcze nigdy żadna z tobą tak długo nie wytrzymała. Albo odkryłeś eliksir miłości, ale Asia naprawdę cię kocha.
− Oczywiście, że mnie kocha! – Na potwierdzenie swoich słów, Sharone pochylił się nad stołem i namiętnie pocałował Janicką. Ona, zupełnie odruchowo, oddała pocałunek, jednocześnie jednak, klnąc na czym świat stoi.  Serio? Teraz musiał wyskoczyć z całowanie.
− Ej, ale o te wnuki dla mamy, to się starać będziecie później – przerwała im ze śmiechem Theana.
Zaskoczona Asia, spojrzała na chłopaka i bezgłośnie ruszając ustami, zadała mu znaczące pytanie:
„Jakie znowu wnuki?”
Bezradnie rozłożył ręce. Co miał poradzić na to, że jego rodzina już układała im życie?
Jednocześnie jednak w jego oczach pojawił się dziwny błysk. Jakby wizja potencjalnych wnuków, przypadła mu do gustu.
„Chyba w twoich snach” prychnęła w myślach.
Shoe chyba doskonale wiedział, o czym myśli dziewczyna, bo uśmiechnął się chytrze, a potem jak gdyby nigdy nic wrócił do rozmowy z rodziną.
Teraz przeszli na zdecydowanie bardzie trywialne, neutralne tematy, a Joasia w końcu odetchnęła z ulgą. Ba, z chęcią przyłączyła się nawet do rozmowy, by po chwili już całkowicie się rozluźnić. Nawet później, gdy wróciła druga siostra Sharona, Kadeisha, a Polka znów musiała odpowiedzieć na zestaw pytań, dotyczący własnej osoby, czuła się naprawdę wyluzowana. Zarazem pani Evans, jak i jej córki okazały się bardzo sympatycznymi, uśmiechniętymi kobietami, które z otwartymi ramionami przyjęły Asię do rodziny, jakby od zawsze była jej częścią.
− Chyba nie było tak źle – stwierdził Sharone, gdy późnym wieczorem kładli się spać. – Znów niepotrzebnie się martwiłaś.
− Miałam do tego prawo – fuknęła, kładąc się przy ścianie. – Jaką miałam pewność, że mnie polubią?
W odpowiedzi chłopak jedynie roześmiał się głośno, a potem położył się obok dziewczyny, objął ją ramieniem i czule pocałował w kark.
− Bo przecież cię kocham – szepnął. – A to jest odpowiedź na wszystkie pytania.

***

Kolejne dni zamieniły się dla pary w istną sielankę.  Choć codziennie rano Shoe musiał stawić się na rehabilitacji, to świadomość tego, że w domu czeka na niego ukochana, dodawała mu tylko chęci do ćwiczeń. Fizjoterapeuci byli wręcz zszokowani tym, w jakim tempie zaczął nagle robić postępy. Zaczęto nawet sugerować, że przy odrobinie szczęścia, atakujący wróci do formy na mistrzostwa świata.
Gdy chłopak był w ośrodku, Asia poznawała bliżej jego rodzinę. Szybko znalazła wspólny język z siostrami Sharona. Razem z nimi zwiedzała najbliższą okolice, odwiedzała miejsca z dzieciństwa siatkarza, co rusz będą raczona śmiesznymi anegdotkami o małym Sharonie.
Po tym, jak Shoe wracał z ośrodka, obydwoje jedli przygotowany przez panią Evans obiad ( która strasznie się cieszyła, że ma dodatkowa osobę do wykarmienia), a potem wychodzili na miasto. Przez kolejne kilka godzin włóczyli się bez sensu po ulicach Toronto, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Sharone pokazywał Joasi co ciekawsze miejsca, nie tylko te turystyczne, opowiadał historyjki z nimi związane, a czasami przedstawiał Janickiej dawno nie widzianych znajomych. Wieczorem siadywali w którejś z niewielkich kawiarenek na nabrzeżu, by w milczeniu obserwować znikające za horyzontem statki.
Oczywiście Shoe nie zamierzał kończyć zwiedzania tylko na Toronto. Gdzieś w połowie lipca, pożyczył od wuja auto i razem z Asią, wyruszyli w podróż po Kanadzie. W końcu dziewczyna koniecznie chciała zobaczyć łosie, a mało prawdopodobne było, by któryś pojawił się w mieście.
Nie mieli żadnego planu, nie porobili żadnych rezerwacji. W bagażniku mieli tylko po torbie z ubraniami, a w schowku koło kierownicy trzymali jedną, wytartą mapę. Byli tylko we dwójkę. Niczego więcej do szczęścia nie potrzebowali.
− Nie spodziewałam się, że tu będzie tak strasznie wiało – sarknęła Asia, gdy któregoś dnia przechadzali się wzdłuż klifów  w zatoce Fundy.
Wokół panowała prawie zupełna cisza. Pod ich stopami szumiały fale, a nad głowami latały mewy. Po lewej stronie mieli niezmierzone połacie oceanu, a po prawej, aż po horyzont, ciągnęły się zielone pola.
− Przecież mówiłem żebyś wzięła kurtkę. – Sharone pokręcił głową z udawaną dezaprobatą. – Ten sweterek na pewno nie ochroni cię przed przeziębieniem. A przecież mamy jeszcze tyle do zobaczenia!
Uśmiechnęła się pod nosem. Przystanęła i potoczyła wzrokiem po przepięknej panoramie nabrzeża.
− Kanada to piękny kraj – szepnęła, mocniej otulając się swetrem.
− Coś w tym jest. – Objął dziewczynę ramieniem i powoli pokiwał głową. – Dobrze, że w końcu mam okazję by to zobaczyć. I to jeszcze w tak wspaniałym towarzystwie. – Pochylił się i czule pocałował Joasię. – Tak strasznie się cieszę, że przyjechałaś.
− Jak mogłabym zrobić inaczej – prychnęła. – Ledwo daliśmy radę wytrzymać bez siebie dwa miesiące. Wyobrażasz sobie, że czekam do września aż wrócisz?
Nie wyobrażał sobie. W tamtym momencie nie wyobrażał sobie nawet, że kiedykolwiek mógłby się znów rozstać z ukochaną na dłużej niż kilka godzin.
Znów ją pocałował, jakby upewniając się, że nadal stoi obok.
− Wiesz, nie przypuszczałbym, że to skończy się w taki sposób – zaczął tajemniczo, zamyślonym wzrokiem wpatrując się w morską toń.
− Ale co? – Spojrzała na niego zaskoczona.
− Mój wyjazd do Europy – wyjaśnił. – Spodziewałem się różnych rzeczy, od wielkiego, siatkarskiego sukcesu, przez powolne wspinanie się na szczyt, na sromotnej porażce kończąc. Ale nigdy nie przypuszczałbym, że odnajdę prawdziwą miłość.
− Prawdziwą miłość, powiadasz? – Odwróciła się i kokieteryjnie przesunęła palcem po torsie chłopaka.
Uśmiechnął się nieznacznie i powoli pokiwał głową.
− Nie uważasz, że to jeszcze troszkę za wcześnie na takie wyznania? – zapytała z powątpieniem. – Mimo wszystko mamy tylko dziewiętnaście lat…
− Rocznikowo dwadzieścia – zauważył. – I tak, może trochę przesadzam, ale co mam poradzić, że to właśnie czuję. – Odgarnął z czoła dziewczyny zabłąkany kosmyk włosów. – Zresztą, ile razy już poruszaliśmy kwestię wieku? Bo mnie się zdaje, że jakieś milion.
Mimowolnie parsknęła śmiechem. Coś w tym było. Za każdym razem, gdy ich rozmowy zbaczały na poważniejsze sprawy, na wierzch wychodziła kwestia wieku. Czy nie sią jeszcze za młodzi? Czy to nie za szybko? Czy ich miłość nie jest tylko młodzieńczym złudzeniem? Co tak naprawdę wiedzą o prawdziwym życiu?
Ale prawda była taka, że nie chcieli znać odpowiedzi.
− Ja też nie przypuszczałam, że to wszystko potoczy się w taki sposób – przyznała w końcu Asia. – Przyjeżdżałam do Warszawy, by zacząć wymarzone studia, co mi się udało, a przy okazji znalazłam chłopaka z marzeń. Historia na niezłe romansidło, co nie? – Znacząco poruszyła brwiami.
Zaśmiał się cicho.
− Tylko, że to nie książka. To nasz życie – szepnął, a potem pochylił się i namiętnie pocałował dziewczynę.
Oddała pocałunek. Zarzuciła ręce na szyję chłopaka, a on chwycił ją w pasie, by przyciągnąć ją jeszcze bliżej. Odruchowo wsunął dłonie pod koszulę Janickiej, zaczął błądzić palcami po jej plecach. Zamruczała z przyjemnością.
Zaraz jednak wzdrygnęła się mimowolnie i jak rażona piorunem odskoczyła od Sharona.
− Zimno jest – jęknęła, otulając się swetrem. – Chcesz żebym się przeziębiła?
− Przepraszam, zapomniałem. – Z zakłopotaniem podrapał się po policzku.
Asia pokręciła głową z udawaną dezaprobatą. Zaraz jednak znów zbliżyła się do atakującego, wspięła się na palce i pocałowała go.
− Ale to nie oznacza, że mi się nie podobało – wyszeptała. – Sugeruję jednak żebyśmy znaleźli jakieś cieplejsze miejsce, najlepiej z wygodnym łóżkiem i tam kontynuowali.
 Nie mógł się nie zgodzić. Nie pod wpływem spojrzenia tych brązowych oczu.
Za nim jednak wrócili do samochodu, Sharone postanowił zrobić coś jeszcze. Ostrożnie chwycił Joasię za ramiona, odwrócił w stronę oceanu, a potem objął w pasie, opierając głowę na jej ramieniu.
− Chciałem ci to powiedzieć w takiej scenerii – mruknął.
− Ale co takiego?
− Że cię kocham. I chcę spędzić z tobą całe życie.



Z wielką przyjemnością przedstawiam ostatni rozdział tego opowiadania. Nie napiszę o nim zbyt wiele, ale mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu. Zapraszam jeszcze tylko na epilog, a później żegnamy się z Asią i Sharonem.
Pozdrawiam
Violin

2 komentarze:

  1. Wrócę wieczorem z komentarzem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mamy w końcu Kanadę na sto procent :)))
      Krótki ten rozdział i szczerze powiedziawszy spodziewałam się innej wersji spotkania z rodziną Evansów, ale nie narzekam. Po prostu ten wątek trochę połknęłaś i no czuję się nienasycona.
      Chyba najważniejsze, że wszyscy polubili Asię i w sumie to nie jest dziwne, bo jej się nie da nie lubić. Jest mega pozytywna i łatwo zjednuje sobie ludzi. Tak też było z mamą Sharona.
      Najlepsza któraś z sióstr jak śmiała się i nie mogła uwierzyć, że Shoe ma dziewczynę i dziwiła się, że ona z nim wytrzymuje. Typowe złośliwe, ale kochane rodzeństwo XD
      Napisałabym, że nie mogę uwierzyć, że to już koniec, ale po końcówce rozdziału, nie mogę. Wszystko idzie w jednym kierunku, który wyznacza naszym bohaterom szczęśliwy koniec :D No i fajnie, bo oni są sobie pisani.
      Pytanie czego spodziewać się w epilogu? Czyżby upragnione wesele? Czekam,
      N

      Usuń